WDA:   LIPUSZ - CZARNA WODA     20 - 24 lipca 2015

**ostatnia aktualizacja 30.10.2015**

dalej:    WDA:   LIPUSZ - BĄK     29 kwietnia - 3 maja 2011

     http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/przewodnikpowdzie.htm

W zeszłym roku miałem przyjemność gościć Marka Zielińskiego z dwójką dzieci, absolutnie niezwykłego łowcę Fstarych map. Trudno uwierzyć, że jego dziełem jest zdobycie na całym świecie, i bezinteresowne udostępnienie doskonałych kopii dziesiątków tysięcy starych map. Własnym wysiłkiem i kosztem; prawdziwy wstyd dla Biblioteki Narodowej! W tym roku zapowiada kolejny przyjazd, tym razem w planach jest płynięcie nowozakupionym kajakiem dmuchanym.

Sugeruję odcinek Wdy z Lipusza. Po przyjeździe okazuje się, że w kajaku nie ma prawie miejsca na bagaż (potężny karton przysłany z Anglii), Marek właściwie nigdy nie był na dłuższym spływie, będzie miał ze sobą dwójkę dzieci, ja będę płynął swoim mocno przeciekającym starym Jantarem, z psem-inwalidką która jest ze mną od miesiąca, na dodatek kolej z Gdyni do Kościerzyny nie kursuje. Zapowiadają się więc liczne atrakcje. Sprzęt podwożą nam po przyjacielsku Bogdan i Marek do dworca autobusowego. O dziwo bezproblemowe załadowanie bagaży i psa, po nieco ponad godzinie elegancko wyładowujemy się za Lipuszem i targamy pakunki kilkaset metrów do rzeki. Bardzo kiepskie miejsce na złożenie kajaka i wodowanie już prawie o zmierzchu. Wda jest tu bardzo wąska, kamienista i bystra. Po ok. 500 m zakładamy biwak na ładnym łąkowym brzegu.

Następnego dnia bez problemów przebieramy się przez  mini-przełom Wdy za Kruglińcem,

Schodno. W Loryńcu sklep zlikwidowano, płyniemy więc dalej. Pogoda się mocno psuje, wysiadamy na łące, deszcz przeczekujemy pod płachtą, idziemy na raty kilkaset metrów do sklepu w Wąglikowicach. I zostajemy potem na noc na tej łące.

Malowniczy odcinek zakoli do Słupinka i Wdzydz. Na Wdzydzach prawie bez wiatru, słonecznie. Bardzo sprawnie przepływamy Wdzydze, przenoski w Borsku i druga, z Wdy na Wdę.

Trzecia przenoska w Wojtalu, kolejny biwak na prawym brzegu

Trzeci biwak przed Czarną Wodą, w ładnym miejscu, niestety wisi jakiś podejrzany smrodek. Poniewczasie znajduję kilka kilogramów gnijących rybich odpadów wywalonych w trawę. Ależ chamstwo: to może pochodzić tylko z jednej z licznych w okolicy prywatnych smażalni ryb! Jeśli będziecie jeść rybki w Wojtalu, Wiecku lub Czarnej Wodzie, koniecznie spytajcie właścicieli co robią z odpadami! Dopływamy do Czarnej Wody, w stanicy po prawej rozkładamy kajaki, a sympatyczni goście ofiarowują się z podwiezieniem sprzętu do stacji. Wiele mozołu nam oszczędzili. Marek z dziećmi i sprzętem spieszy się na pociąg do Bydgoszczy via Chojnice (tu przesiadka z bagażem w locie), i dalej – na łowy map w polskich archiwach. A my ładujemy się z psem i sprzętem do autobusu szynowego. Przesiadka w Tczewie mogła być koszmarkiem, ale my mamy kolejny pociąg z tego samego peronu po kilkunastu minutach. Nie do wiary. Ze stacji w Gdańsku podejmuje nas Romek. Jestem pełen uznania dla fantazji Marka, jego sprawności organizacyjnej i fizycznej. Sunia także dopisała; jeszcze będziemy nieraz razem w terenie; ależ mi się poszczęściło z tym psiakiem!

 

 

WDA   LIPUSZ - BĄK    29 kwietnia - 3 maja 2011

Przed majem pada propozycja kajaków na Zbrzycy – od sympatycznych ludzi, chociaż z Fif-owskim (czyli dla mnie nieco podejrzanym) rodowodem. Nawet chciałem się dołączyć, ale zmrozili mnie anonsem, że wyruszają nie w piątek, ale w sobotę; krętacze… A to niechybnie zapowiadało kwitnące marudztwo. Dlatego podjąłem propozycję zawsze sercu miłej Wdy, w towarzystwie wytrawnych i ambitnych kajakarzy. Pogoda wymarzona, niemal upalnie, słońce; tylko trochę niepokojące są prognozy. W piątek lądujemy wczesnym popołudniem w Lipuszu, pociągiem. Towarzysze są już gotowi; my czekamy na dowiezienie sprzętu samochodem kolegi, który miał prawo do zmęczenia, bo dopiero późnym wieczorem wrócił z Wrocławia. Wodujemy ok. 17-ej i gonimy naszych poprzedników. Już niedaleko za Lipuszem ładne krajobrazy.

 

Most drogowy, a niedaleko za nim na łące rozstawione namioty. I znajome postacie. Zdecydowali chwalebnie czekać na nas. Tylko czemu rozstawili już namioty? Przebieg niecałych 3 km jest nieco smętny jak na wyczynowców…

 

 

 

Tradycyjne obrządki biwakowe, ognisko, znakomite naleśniki z kapustą. O zmierzchu dołącza Michał na rowerze. Rano dowództwo głównej grupy sugeruje, że chcą przez jeden dzień unurzać się w porubstwie biwakowym. Trochę mi mina zrzedła, ale nasz wódz decyduje się na płynięcie. Kilkaset metrów za Kruglińcem wspaniałe łąki biwakowe pod lasem, a zaraz po nich zaczyna się kilometrowy odcinek o charakterze umiarkowanie trudnego przełomu: nieco kręty, nieco bystry nurt, nieco zwalonych drzew.

 

 

fot. ZosiaP.

Za mostkiem Płocice wpływamy na płaskie łąki z rozległymi widokami, malowniczo. Dłuższy postój - i jakieś wzmianki o możliwości wpłynięcia w Trzebiochę 3 km pod prąd - po kiego diabła tracić czas? W dodatku moja religia zabrania pływania pod prąd… W prawo wpływ na zespół jez. Wyrówno, Osty i Bielawy. Bardzo tam płytko, złogi mułu ze śmierdzącym gazem błotnym. Wpływ na ładne Schodno, tuż po lewej piętrowa zadaszona wieża widokowa. Schodno stopniowo się zwęża, na końcu malownicze miejsca biwakowe.

 

 fot. ZosiaP.

 

Przy Trzebiosze nagła informacja, że reszta już popłynęła w bok, i będzie rozstawiać się na biwak. O 15tej biwak? Kolejny dzień roztrwoniony w oczekiwaniu na załamanie pogody? Tego marudztwa już za wiele; decyzja płynięcia w dwa kajaki na Radolne. Przed Loryńcem obiad przy stolikach, zakupy. Jest niemal upalnie. Ale niedaleko za Wawrzynowem nieoczekiwanie kilka uciążliwych zwałów drzew; to skutek dywersji drani bobrów („leśnych inżynierów” – ależ komuś się udało to powiedzonko!) i wiatru. Zajmuje to godzinę. Chłodnieje i zaczyna dość mocno wiać. Dalej są liczne dobre miejsca biwakowe po obu stronach. Rzeka zaczyna meandrować przed Słupinkiem, po lewej zapuszczone obiekty PGRyb. Przerębska Huta. Na moment Słupinko, skręt w lewo i jesteśmy na Wdzydzach. Na zachodnim cyplu Radolnego lądujemy w resztkach słońca po 19tej, czeka na nas Michał.

 

 

 fot. ZosiaP.

Jest chłodnawo. W nocy zaczyna silnie wiać, temperatura spada. Ranek słoneczny ale zimny i wietrzny. Brak wiadomości od miłośników biwakowania. Silny zimny wiatr nie zachęca do wpłynięcia na główne ploso Wdzydz. Pieszy spacerek na półwysep Kozłowiec, który zaczyna być wyłączoną zabudowaną enklawą, z warszawiakami. Wieczorem dopływają miłośnicy biwakowania: mieli problemy z drzewami na szlaku i z kotem, który kolejny raz pokazał ogon i wygląda na to, że tym razem na dobre. Boże, daj siłę abym powstrzymał się od komentarza! Uczestnicy nie zdradzają ochoty na płynięcie Wdą, i rozważają warianty zbliżeniowe do pozostawionych ukochanych samochodów i takiegoż kota. Rano wiatr nieco słabszy; płyniemy. Na Wdzydzach pochmurno, ale mamy niespotykaną prawie gratkę dość mocnego wiatru w plecy; takiej okazji zagapienia się Opaczności nie można stracić! Mamy 3 km/godz. za darmo, więc przy wypływie Wdy w Borsku jesteśmy po ok. 1,5 godzinie. Trochę szkoda, bo przy ładniejszej pogodzie warto byłoby popływać po ładnych i mało zabudowanych zakątkach zachodniego brzegu.

 

Zastawka za wypływem jest przyjazna dla kajaków, pomoc Michała, zakupy – i wpływamy w szeroką Wdę. 3 km dalej w prawo zastawka i mostek: tu w dół ew. przenoska na Wdę. Niedaleko kilka wiat na biwak.

  

 

Jednak tym razem decydujemy się na wariant Kanału na wprost, który zwykle usilnie odradzam. Bo Kanałem dopłynąć nigdzie się nie da: po paru km jest zastawka, stawy rybne i wreszcie woda zanika w łąkach za torem kolejowym na Tczew. I tak konieczna będzie jakaś przenoska, a niektóre warianty są koszmarnie uciążliwe (jak chociażby Studzienicką Strugą przez Wieckie na Wdę). Masochiści kajakowi: akurat to dla Was jest ten wariant (można go sobie jeszcze urozmaicić płynięciem tyłem i nocą)…Początkowy odcinek kanału jest zupełnie nieciekawy, w dodatku jest intensywnie zabudowywany daczami. Dopiero po pierwszym moście kolejowym (Karsin-Bąk) wpływamy w las, i tu zaczyna być naprawdę malowniczo.

 

 

  fot. Zosia P. 

Na prawym brzegu tabliczka o przenosce na niezbyt odległą Wdę; radzę potraktować ją jak Ostatnie Wezwanie Anioła-Stróża! Przy skręcie na północ, omijającym stawy rybne, niespodziewana zwałka kilkunastu potężnych sosen. Ale dolne konary są obcięte i można się przeprawić powoli ale bez większego kłopotu. Na lewym brzegu czeka na nas Michał. Rozstawiamy namiot i wylegujemy się w słońcu na mchu.

  

 

Niby ciepło, ale wystarczy wstać i wejść w las aby było dojmująco zimno. Noc wygwieżdżona ale bardzo chłodna. Rano nie spieszymy się z wychodzeniem, wywabia nas telefon od Krzysztofa, który właśnie się do nas zbliża. Błyskawiczne składanie kajaka i zwijanie namiotu. Idziemy pieszo ok. 3 km do Bąka, zbaczając na dwie godziny lenistwa nad leśnymi jeziorkami Grzybno. Pociąg z Bąka mamy przed 17, przesiadka w Kościerzynie, w domu jesteśmy przed 20tą. Następnego ranka przenikliwe zimno, wiatr, deszcz. I wiadomości, że i tak mieliśmy szczęście, bo Dolny Śląsk przetrwał atak zimy i klęski śniegowej. Tak więc spływ był dość udany; gdyby jeszcze towarzysze mieli nieco więcej motywacji kajakowej… Ale i tak dobrze, że mamy przyjaciół którzy dają się z domu wyciągnąć!

Gwoli porządkowi dodam niebawem kilka dawniejszych zdjęć z odcinka głównego szlaku Wdą (a nie kanałem), do opisywanego już zeszłorocznego spływu środkową Wdą.  Na niektórych - jeszcze z Muchą...

Ciąg dalszy trasy - sprzed roku: http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/wda.htm

A tak widział to rowerowy uczestnik spływu: http://mihurybi.website.pl/Foto/Fotoalbum/album/2-Kajaki/2011%20Wda%20Splyw%20na%201%20rower%20i%205%20kajakow/index.html  (wiele tam łgarstw, jak chociażby o moich ośmiu posiłkach dziennie, istny paszkwil). A sam tak wcinał przy każdej okazji              

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna