OBWÓD KALININGRADZKI:   BRANIEWO - MAMONOWO - BAŁGA - KALININGRAD - ZIELIENOGRADSK - MIERZ. KUROŃSKA -  GWARDIEJSK - PRAWDINSK - DRUŻBA - KAN. MAZURSKI - KRYŁOWO - OZIERSK - GOŁDAP  (- OLECKO - EŁK - GIŻYCKO - SROKOWO - KĘTRZYN)     10-19 sierpnia 2009

 

**ostatnia aktualizacja: 14.07.2014**

 

Track GPS  wycieczki znajdziecie na stronie Michała, http://rybickim.pl/  można go wyświetlić na podkładzie zdjęcia satelitarnego w Googgle Earth.  Swoją drogą, może czas pójść w kierunku technicznych nowinek… Tamże znajdziecie wiele jego zdjęć z trasy.    http://mihurybi.website.pl/Foto/Fotoalbum/album/3-Rower/2009/09-08-10%20Krolewiec%20i%20oblast/index.html

Tu zdjęcia z wycieczki autobusowej Michała, z marca 2014

http://mihurybi.website.pl/Foto/Fotoalbum/album/6-W%20Polsce%20i%20swiecie/2014-03-13%20Krolewiec/index.html

Obwód Kaliningradzki od dawna intrygował swoją bliskością, historycznymi tradycjami Prusów, Zakonu Krzyżackiego, polskich Inflantów, ale też i tragicznymi losami wojennymi. Do tego dochodzą ograniczenia wstępu, mało przyjazna obcość tego dziwnego politycznego obszaru i brak informacji krajoznawczej. W Necie niemal kompletna pustka; jedynie mało zachęcające opisy penetracji sprzed lat, a imperialno-cesarskie obyczaje graniczne z lat 70 tych znakomicie F opisał kiedyś W. Smolak. Udział potwierdzają dwie osoby: Zbyszek z Malborka oraz Michał specjalista od map GPS.

Początek mało zachęcający: Konsulat rosyjski informuje o horrendalnej cenie wizy – 350 zł (z ubezpieczeniem); na dodatek Konsulat wiz nam nie wystawi: robią to przez biuro podróży albo na zaproszenie. Tak jak z handlem ropą: pośrednicy, koneksje, niejasne prowizje. A jeszcze w pamięci vouchery, ekałogia, potwierdzenia, meldunki, strefy zakazu wstępu, militarne pomruki, podwójne ceny dla obcokrajowców. Co z tej listy nas jeszcze może dotknąć?  http://sasiedzi.2p.pl/kraje/rosja/dojazd.html

http://www.tourismkaliningrad.ru/attractions/castles/

Ponieważ informacji krajoznawczej praktycznie nie mamy, więc chociaż chcemy dysponować mapami: pojedziemy z polskimi setkami turystyczno-wojskowymi (to ta edycja podwójnych arkuszy z kolorową okładką), których pograniczne arkusze sięgają na 30-40 km na północ od granicy, wydrukami wojskowych 200tek Armii Czerwonej od nieocenionego F Vlasenki (jeszcze parę lat temu coś takiego skończyłoby się pewnym wyrokiem za szpiegostwo), trochę wydruków starych niemieckich Grossblattów 100 000, trochę starych Messtischblattów 25 000. Linki do tych zasobów umieszczam na końcu. Michał gorączkowo szykuje podstawową mapę wektorową do naszych GPSów. Dopiero po powrocie dotarła cenna książeczka: A. Rzempołuch; Przewodnik po zabytkach sztuki dawnych Prus Wschodnich; A.W. Remix, Olsztyn 1993.

Autorzy znakomitego (!) albumu: M.Jackiewicz-Garniec, M.Garniec; Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich http://www.arta.olsztyn.pl/polski/glowna.htm ; zamierzali wydać drugi tom dotyczący terenu dzisiejszego Obwodu; wycofali się z zamiaru wobec tragicznego stanu tamtych zabytków. Wreszcie w ostatnich dniach ukazało się nieco kontrowersyjne ale interesujące opracowanie: A.Kossert; Prusy Wschodnie; Wyd. Nauk. Scholar

Opisy wycieczek:

http://inf.ug.edu.pl/~stefan/Hiking/rowery/Klajpeda.html  opis Stefana

http://http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/do-rosji.htm  wyjazd w 2001- opis Jarka

http://eturystyka.org/galeria/Itemid,130/catid,916/

 

 

Upewniam się, czy przepuszczą nas na rowerach w Braniewie. Bo niedawno było to przejście drogowe, czyli w mentalności urzędników: samochodowe. A rower przecież samochodem nie jest; trzeba było w kolejce samochodów pertraktować z jakąś bagażówką, załadować do niej rower, przejechać przez granicę i wyładować się 100 metrów dalej… W końcu to też egzotyka: azjatycka mentalność urzędnicza u progu Polski. Za przejazd pociągiem PKP pobrałoby jakieś horrendalne opłaty (PKP to także ciągle gorzej niż Azja), więc jedziemy rowerami z Elbląga i nocujemy na polu parę km przed Braniewem. W całym Braniewie w kantorach brak rubli: nikt prawie tam nie jeździ; ostatecznie tuż przed granicą kupuję 1400 rubli za 150 zł: jedziemy na ok. tydzień, nocujemy w polu; powinno tyle wystarczyć. Na granicy pustawo, dogania nas dwójka rowerzystów z Czech,

 

 

odprawa i wpisywanie danych do komputera trwa jednak paręnaście minut, wypełniamy podwójny papierowy świstek; dla próby proponuję sympatycznej „pograniczniczce” wspólne zdjęcie; ostrzega, że nie ma tu miejsca na żarty – kategoryczny zakaz, oj, bo będzie sztraf… Jeszcze na przejściu zaczyna siąpić – i tak zaczyna się pogodowy nasz kilkudniowy koszmarek. W deszczu jedziemy do Mamonowa (d. Heiligenbeil czyli Świętomiejsce lub Św. Siekierka; z tymi nazwami to cały bałagan, bo większe miejscowości przechrzczono na cześć bohaterów, tu akurat na cześć Mamonowa, od nazwiska dowódcy Armii Czerwonej która zdobyła miasto. Mam interesującą mapę Obwodu z lat 60tych, na której wszystkie niemal mniejsze miejscowości mają niezmienione brzmienie niemieckie; tak bardzo wtedy niepewna była polityczna przyszłość tej ziemi). Odsyłam do skorowidzu tego gąszczu.      http://pl.wikipedia.org/wiki/Obw%C3%B3d_kaliningradzki

 

Mamonowo nieciekawe, widać ślady wyburzeń, nowe typowe budownictwo, jedziemy w deszczu na dworzec. I tu zazdrość kąsa serce: budynek odnowiony, w środku idealny porządek, wszędzie informacja. Przewóz roweru w podmiejskich relacjach 40 rb , inne ceny wyraźnie niższe niż u nas. I tak jest tu wszędzie. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam: Polska ze swoim totalnym bałaganem i niechlujstwem kolejowym jest zakałą Europy, z obyczajami gorzej niż azjatyckimi. I nic się nie robi aby to zmienić!

 

 

 

Siedzimy tak ze 4 godziny czekając na przejaśnienie; w międzyczasie rozmowy z sympatycznym i życzliwym panem z Ochrony. Na dworcach wszędzie podwójny czas na zegarach i informacjach: lokalny (1 godzina do przodu) i kolejowy, moskiewski – 2 godziny. W jakiejś deszczowej przerwie jednak decyzja jazdy drogą do Bałgi, ruin starego ponurego zamczyska krzyżackiego nad Zalewem.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ba%C5%82ga Bałga

http://de.wikipedia.org/wiki/Balga

Boczna droga jest wyjątkowo dziurawa, co jest tu zupełnym wyjątkiem; pod koniec dopada nas bardzo gwałtowna ulewa. Same ruiny umiarkowanie interesujące.

 

 

 

 

Szukamy miejsca w pobliskiej bazie pionierskiej (150 rb), ale rozkładamy się wewnątrz drewnianego pawilonu wypoczynkowego. Pawilon stosunkowo nowy, ale do środka przepuszcza całe strugi wody deszczowej, nikomu nie chce się załatać dachu. Za kilka lat się więc pewnie zawali. Strome zejście nad wzburzony Zalew, woda brudna (bo i  dlaczegoby miała się zrobić czystsza niż w Tolkmicku?).

 

Jeszcze na mierzei Wiślanej resztki zamczyska Lochstädt, do którego zesłano Wielkiego Mistrza Henryka, po bitwie grunwaldzkiej. O zamku i krzyżackich realiach odsyłam do lektury Wańkowicza - link do edycji Netowej - na końcu.

 

 

Następnego dnia jazda na Kaliningrad, ale nawrót złej pogody zmusza jeszcze przed 16tą do poszukania miejsca jakieś 15 km przed miastem, na brzegu Zalewu, w malowniczych ale bardzo brudnych zagajnikach.

 

 

 

 

 

Wieczorem i w nocy kilkanaście razy mamy nadzwyczaj gwałtowne nawałnice, i zbieramy się dopiero po południu w drogę. W Uszakowie  nad rzeką Prochładnaja (Świeża, stąd pewnie mniej używana nazwa: Zalew Świeży, Fryski, Frischhaff) ruiny starego kościoła, a po drugiej stronie potężne ruiny krzyżackiego zamku Brandenburg z 1266. 

 

 

 

 

 

Kolejny typowy akcent: w większości wiosek stoi wieża wodna. W zasadzie pomysł pożyteczny, jednak widok jest wyjątkowo nieestetyczny, bo wieża jest prawie zawsze skorodowana, ociekająca rdzą, często przekrzywiona bo jeden odciąg jest zerwany; a całość wybitnie niechlujna. Każda wioska ma taki eksponat. Inny powszechny element, to pokrycia dachów, wiat - z falistego materiału azbestowego. Kaliningrad budzi mieszane wrażenia. Kolega potwierdza ogromne zmiany w ciągu ostatnich 10 lat: nowe budownictwo, duży ruch, doskonałe zaopatrzenie w sklepach, ludzie bardziej kolorowi.

 

 

Dla mnie niezbyt budująca jest widoczna skala zniszczeń wojennych: ze starego Königsbergu nie zostało prawie nic, a w miejscu ruin postawiono typowe doskonale smętne bloki mieszkalne.

 

 

Zachowały się fragmenty dzielnic Maraunenhof, Amalienau, Ponarth  Stare niemieckie filmy (zarówno sentymentalne jak i propagandowe): Königsberg i Ostpreussen: http://www.youtube.com/watch?v=3wlAmCBLYro&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=ZQ1OBQPAQME&feature=related (5 części)

http://www.youtube.com/watch?v=_4fSzXRABkE&feature=related Ostpreussen (8 części)

http://www.youtube.com/watch?v=Nh88ubJlSkY&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=695Cux4Jocc&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=LdNyhQLbBrA&feature=fvw 

 

   

 

   

 

  

 

Bruki na bardzo wielu ulicach koszmarnie pokrzywione, ale w centrum buduje się zupełnie przyzwoicie. Na niektórych światłach wyświetla się liczbę sekund do zmiany sygnalizacji - bardzo dobry wynalazek. Ale na przejściach radzę pieszym uważać: kierowcy brutalnie nie respektują pierwszeństwa pieszych. Kaliningrad może będzie ładniejszy, ale starego uroku nie odzyska nigdy. Spory ruch, całe rzędy straganów z kwiatami, uliczny handel warzywami oraz klasycznym kwasem chlebowym z beczki.

 

 

 

 

 

Nad Pregołą odtwarzanie zabytkowej oprawy nawiązującej do dawnego otoczenia. Katedra już jest zamknięta. Nocujemy w zakamarkach dużego parku w centrum, w typowym miejscu pijaczków, ale deszcz zapewnia nam przynajmniej spokój.

 

 

 

 

 

Rano w słońcu podchodzimy do Katedry (150 rb dla cudzoziemców), zwiedzamy muzeum składające się z książek o Kancie, nieco wykopalisk, zdjęć, pokoju bibliotecznego w starym wystroju, zbioru starych medali i współczesnych monet (?) – i to wszystko… Wejście do samej Katedry jest zamknięte. Pani w kasie oświadcza, że wstęp tylko podczas cotygodniowego koncertu. A więc nabrali nas paskudnie. Katedra z ok. 1300, wzorowana na elementach kościoła w Chełmnie, długości ok. 90 m, z oryginalną dwuwieżową fasadą. Dworzec Południowy był kiedyś sztandarową wizytówką niemieckiego Ostpreussen; teraz budzi respekt ogromem; jest bardzo funkcjonalny, czysty, sprawny, mnóstwo informacji, żadnych lumpów żebraków. Pozazdrościć!

 

 

 

Wyjeżdżamy na północ wzdłuż ogromnych fortów, muzeum bursztynu.

 

 

Po drodze spożywcze zakupy w Samie podobnym jak u nas, znakomite drożdżowe bułeczki z kapustą, masą kartoflaną lub na słodko. Od Kaliningradu na północ spore roboty drogowe coś jakby autostrada na Zielenogradsk (d. Cranz). Kilka km za Kaliningradem nowa cerkiewka i cmentarz na pierwszy rzut oka wojskowy, jednak jest to obiekt cywilny, chociaż pod opieką kombatantów. Cerkiewka w stylu putinowskim, obok ni w pięć ni w dziewięć kilkanaście czołgów jak w muzeum techniki. Na cmentarzu plansza z czterema rodzajami nagrobków zatwierdzonych przez władzę: pełna (prawie) wolność. Przygnębiająca jest ta cmentarna odgórna jednolitość…

 

 

 

 

Ale na obrzeżach pojawiają się zwykłe prawosławne krzyże: putinowskie zelżenie i flirt z cerkwią? Mam wrażenie, że jest traktowane zupełnie instrumentalnie, a cerkiew chyba dawno nie była tak bardzo usłużna dla rządu. W całym obwodzie właściwie nie widzi się prawie nigdzie otwartych cerkwi: dawne kościoły niemieckie poburzone, nieodbudowywane, niepotrzebne; ludność robi wrażenie całkowicie zateizowanej, bez religijnych potrzeb…

Przed wjazdem do Zielenogradska napotykamy dwójkę rowerzystów doskonale mówiących po angielsku; są z Moskwy, jadą do hotelu w mieście, a potem na Kosę.

 

 

 

Wjazd z bramką: Park Narodowy; tym razem przyjemna niespodzianka, bo od rowerzystów opłaty się nie pobiera. Na początku Mierzei Kurońskiej las bardziej liściasty niż na naszej Wiślanej lub Helu, i mocniej podszyty. Plaga kleszczy o których ostrzega radio i tablice. Woda od strony morza czysta, biały piasek, w zalewie woda brudnawa.

 

 

 

 

 

 

W zasadzie zakaz zjeżdżania z drogi w bok, ale dotyczy to raczej gęstego ruchu samochodowego. Rowerzyści z namiotem nie mają problemu z biwakiem. Nocujemy kilka km na N za Lesnoje, nie na brzegu, bo jest wściekły wiatr, ale wśród zagajników na porośniętych wydmach.

 

 

 

 

Malowniczy nieco groźny zachód słońca w huku morza. W Rybaczij (d. Rositten) w lesie dawny niemiecki cmentarz na wydmach. 3-4 km (to już niedaleko granicy litewskiej) za Morskoje skręcamy w prawo i uciążliwie pchamy w upale rowery pomiędzy wydmy. Otwiera się widok zarówno na morze jak i zalew oraz wielkie piaszczyste diuny. Rowery zostawiamy przypięte w sosnowym zagajniku i idziemy na największą z wydm, ok. 1,5 km. Idzie się zupełnie wygodnie, bo pomimo, że są to wydmy „żywe” (wędrujące), to piasek jest dość twardy. Końcowy odcinek idę z kamerą przy oku, kierowany wskazówkami kolegów: „jeszcze kilka kroków”. Po otwarciu oczu widok zapierający dech: krawędź wydmy obrywa się stromym urwiskiem w dół, wprost w zasypywany piaskiem las na brzegu zalewu. Tak wspaniałego widoku nie ma na Mierzei Łebskiej!

 

 

 

W niemieckim albumie znalazłem zdjęcie zrobione chyba z tego samego miejsca, ale z 80 lat temu... 

 

 

 

I dalej, z tego samego źródła (Das Malerische Ostpreusen, erster Band; Verl. Gräfe und Unzer; Königsberg 1927), łodzie na Zalewie Kurońskim oraz fragment wybrzeża Sambii

 

 

 

Zachęcam do sentymentalnej wycieczki w czasie - z pocztówkami Christy Muhleisen po okolicach Mierzei Wiślanej  http://www.aefl.de/ordld/AK%20Kahlberg-FrHaff/kahlbergindex.htm

 

Następnego dnia wracamy owych prawie 50 km i zaczynamy okrążanie Kaliningradu od wschodu. Zygzakiem po niezłych drogach lokalnych, wśród płaskiego monotonnego krajobrazu pól uprawnych i nieużytków przylegających do zalewu. Tu uwaga: większość bocznych lokalnych dróg jest dobrej jakości, tak na oko o klasę lepszych niż nasze podobne drogi na Warmii lub Mazurach (nie potwierdzają tego wrażenia właściciele samochodów; może rowerzyści mają inną perspektywę). W Niekrasowie zjeżdżamy do ruin zamczyska Schaaken; na dziedzińcu przygotowania do imprezy: zastawione stoły, kilka osób w krzyżackich szatach.

 

 

 

Rozmawiamy z pasjonatem, który urządził pracownię ceramiczną w zamku; interesujący człowiek: historia, internauta www.keramic.ucoz.ru Podobno w Czerniachowsku (d. Insterburg, Wystruć) jest interesujące muzeum. Coś próbuje się tu robić, nie czekając na cud z nieba; właśnie zajeżdża autobus z zamówioną wycieczką. Jedziemy do zmierzchu mijając kilku podpitych miejscowych. W Polsce jest podobnie, a moi rodacy bywają bardziej agresywni, więc nie ma co wytykać tego grzechu Rosjanom. Chłodna wilgotna noc na miedzy pomiędzy polami. Dłuższa niezbyt interesująca droga do Gwardiejska (d. Tapiau,Tapiewo). Miasteczko bardzo zniszczone, nieładne; tragiczny stan nawierzchni, jak w wielu miasteczkach, znacznie lepiej jest w terenie; zjeżdżamy na dworzec: wzorcowo odnowiony, idealnie czysty. Otwarty!

 

 

 

 fot. "sybi"

 

 

Potem również mało ciekawa trasa na południe, ok. 10 km bardzo uciążliwą tłuczniową drogą do Prawdinska (d. Friedland). W rynku stadka dobrze zadbanych kotów.

 

Po drodze w wioskach spotykamy miejscowe psy. Wyglądają często smętnie, są biedne, często chore, zagrzybione, i bardzo nieufne. Nie dzieje im się tu dobrze.

 

Miasteczko ładnie położone, mające wiele uroku, odbudowany kościół. Porządna zabudowa, pomnik bitwy z czasów wojny napoleońsko-pruskiej. Michał wywołuje bardzo sympatyczną opiekunkę która bez problemu udostępnia klucze, otwiera wieżę z której rozległy widok na okolicę.

 

 

 

Kościół odbudowany jakieś 10 lat temu sumptem niemieckim na cerkiew (jedną z bardzo nielicznych, które napotkaliśmy). Nocujemy kilka km dalej na brzegu ładnego zalewu, z zupełnie czystą wodą; już dość niedaleko do granicy. Niestety hordy komarów. W nocy gwałtowny deszcz zalewa niezabezpieczony namiot, rano dłuższe suszenie. Zbyszek ma zobowiązania w pracy, więc wraca stąd do przejścia w Bezledach, dostaje mapy, ale chłopak będzie miał trudną drogę; ponad 70 km pod silny wiatr. A my odbijamy z wiatrem najpierw na wschód: kolejna ruina, ale i dumny szyld kołchozu

 

 

 

na Drużbę (d. Allenburg), do początku (końca) Kanału Mazurskiego. Miasteczko ma wszędzie rozpaczliwe ślady zniszczenia.

 

 

Po rynku został tylko zarośnięty trawą okrągły plac z nielicznymi bezbarwnymi domkami; chyba najtragiczniej zniszczone miejsce ze spotkanych. Niedaleko pustego placu potężny kościół ze znanymi z Warmii schodkowymi szczytami, z 1405. Zamknięty, w stanie pół-ruiny, jednak pod dachem. Ale z przylegającą rozpadającą się drewnianą szopą-stajnią. Czy miał to być zamierzony symbol czy też tylko bezmyślny skrajny prymitywizm? Przeczekujemy wiszący deszcz, jedziemy ok. 300 m do mostu, gdzie Kanał Mazurski łączy się z Ławą czyli Łyną. 300 m wyżej pierwsza (ostatnia) śluza przylegająca do mostu Drużba – Nowobobrujsk.

 

 

Jest to pomocnicza śluza wyrównawcza, w betonowych murach liczne studnie prawdopodobnie mające wspomagać uruchamianie wrót wodnych. Kilometr dalej kolejna śluza, którą jednak omijamy. 8 km od Drużby idziemy od bocznej drogi kilkaset metrów przez łąkę do bodaj największej śluzy Kostromino. Teren zupełnie nieuczęszczany, okolica silnie zarośnięta.

 

 

 

Potężne betonowe koryto głębokości prawie 20 m (spad 12 m), liczne pionowe wąskie studnie; całość robi ogromne i przytłaczające wrażenie. Przebieramy się nieco okrężnie od południa przez ogromne pola przylegające do wielkiej fermy świńskiej (mahoniowe powietrze niesie się całymi kilometrami). Wracamy asfaltem do kanału; przy moście śluza Marianowka (spad 7,5 m), umiarkowanie interesująca.

 

 

 

 

 

Północną stroną Kanału jazda 4 km: Ozierki Wolnyje (d. Georgenfelde). Przy stacji kolejowej rozpytujemy o drogę, starsza pani obczęstowuje nas jabłkami, ogórkami, prowadzi do sadu na dorodne śliwki. Nie żyje dostatnio, ale zdecydowanie odmawia zapłaty. Pokazuje ogródek: „te moje kwiaty, to dla mnie wszystko”. Kolejna śluza (ostatnia – lub pierwsza) po stronie rosyjskiej przylega do drogi. Równie wielka i rozbudowana w urządzenia jak w Kostrominie. I podobnie jak tam zdewastowana przez złomiarzy.

 

 

 

 

 

 

 

 

Jest już prawie zachód słońca, silnie wieje, jedziemy najpierw na SW, potem skręcamy w boczną drogę i rozpinamy płachtę pod wielkim dębem na łące; chłodna i wilgotna noc.

 

 

Rano jazda niemal pod Żeleznodorożnyj (d. Gerdauen, Gierdawy) i wzdłuż granicy na wschód. Nareszcie łapię łączność komórkową: przeklęte obyczaje naszych sieci – jeszcze nigdy nie udało mi się zdzwonić z zagranicy do domu. Niespodzianka: mija ósmy dzień naszej wycieczki, a moi domowi już wszczęli poszukiwania za nami "zaginionymi w ruskiej dziczy"… Kryłowo (d. Nordenburg) maleńkie miasteczko składające się z małej grupki zabudowań; pokazuję w stronę granicy, która jest o kilkaset metrów - bo jakieś 1,5 km po drugiej stronie mam znajomych. Kończymy właśnie fotografowanie ruin kościoła,

 

 

gdy zajeżdża służbowy samochód, z którego wysiada mundurowa pograniczniczka. Pokażitie pasporty… no, jeszczio prapuski…  Jakie propuski? Okazuje się, że jesteśmy w strogo zaprieszczionnej zonie. Biez prapuskow? Upewnia się z niedowierzaniem; biez prapuskow? Telefon gdzieś wyżej; inostrancy, w zaprieszczionnej zonie, biez prapuskow, snimki diełali… Zabiera paszporty, komunikuje, że musimy poczekać 15 minut, przyjedzie większy samochód, załadujemy rowery, pojedziemy na przesłuchanie. A w międzyczasie bardzo sympatycznie sobie rozmawiamy jakby nigdy nic: dopiero tu nas dogoniła, pyta o trasę; od Kaliningradu? przez Kosę? - na rowerach?: „no, wy mołodcy!”. I swoje: biez prapuskow, pocziemu wy nie wystupili o prapuski? Zajeżdża wojskowa bagażówka, wracamy ze 3 km do placówki w dawnej willi poniemieckiej. Oficer z paszportami w ręku rozmawia z 15 min z kimś Ważnym (a pycha podszeptuje: Boże, a może to konsultują o nas Moskwę…), a tymczasem otaczają nas żołnierze i sympatycznie sobie rozmawiamy, jak zwykle fascynuje ich GPS. Wreszcie oficer zaprasza na rozmowę: tłumaczę cel wyprawy, zainteresowanie Kanałem. Przegląda zdjęcia dokładnie, a jest tego w naszych aparatach z tysiąc. Przegląda uważnie, wypytuje po co nam zdjęcia razpiski (RJ pociągów), powiększa podejrzane zdjęcia kolejowe. Rozmowa jest uprzejma, pyta o wrażenia, ale ciągle: pocziemu biez prapuski?... Na zakończenie wyjaśnia przepisy graniczne (strefa jest oznakowana niebieskimi tablicami jak na zdjęciu; niech mi wybaczą jeśli to czytają – to dla instruktażu naszych następców).

 

 

Podsuwa paszporty; pażałsta… Jedziemy najkrótszą drogą jezdną wzdłuż granicy (oficer przyjął to do wiadomości, nie zabronił, nie pozwolił). Wiatr jest potężny i w plecy. Lecimy tak płaskim niezbyt interesującym terenem. Oziersk (d. Darkehmen, Darkiejmy) ładnie położony nad Węgorapą, sympatycznie zabudowana pierzeja rynku, standardowy pomnik Armii Czerwonej, kościół w ruinie.

 

 

 

I jeszcze ze 20 km do przejścia w Gołdapi. Czuję podejrzane swędzenie w plecach; oznaka nieczystego sumienia. Swędzenie samo mi tu wróciło, chociaż już odzwyczaiłem się od niego w ciągu tych 20 lat od upadku systemu. Typowe było u ludzi, którzy przeciw socporządkowi grzeszyli myślą, mową, i uczynkiem. To chyba niemożliwe aby tak po prostu przejechać do Polski: może okaże się, że nie mamy wykupionej osławionej ekałogii, równie sławnych fikcyjnych voucherów, albo czeka na nas zapłata za brak prapuski w pogranicznej zonie, albo wizy są z jakiegoś powodu nieważne, albo każą wracać z powrotem do Mamonowa, albo nie wpuszczą na rowerach? Przed Gołdapią znowu wjazd w zaprieszczionną zonę graniczną, ale uważamy, że służby zostały zawiadomione; a teren robi się interesujący i pagórkowaty. Na granicę zajeżdżamy o zmierzchu, stoi nieruchomo kilka samochodów. Podchodzimy do budki: jest z półprzezroczystego lustra, więc nie widzę osoby która się mną zajmuje. Wsuwa się paszport w szczelinę jak w ulu. Z wnętrzności Głos nakazuje mi patrzeć w lustro. Po kilku minutach stania znowu Głos o coś dopytuje. Nie rozumiem, nachylam się tak ostrożnie jak do ula. Urzędnik się dekonspiruje otwierając drzwiczki: gdie waszie potwierżdienija? Nic nie rozumiem; okazuje się, że przy pobycie ponad 3 dni trzeba uzyskiwać potwierdzenia: niektóre hotele, milicja, poczta. Tłumaczę: nocowaliśmy w namiocie poza miastami, nikt nie poinformował o wymogu. Tym razem urzędnik nie jest miły: dzwoni po oficera imigracyjnego; przychodzi całkiem sympatyczna pani; znowu: dlaczego nie mamy potwierdzeń, uzyskanie ich to takie proste? I: będziecie płacić sztraf. Powtarzam swoje i dodaję, że na zakończenie wycieczki taki niesympatyczny akcent. Znowu telefon; chodźcie za mną. Idziemy do biura: tam dłuższy wykład: Poważne Pogwałcenie Prawa obowiązującego w Federacji. Znowu o sposobie uzyskiwania potwierdzeń pobytu. Kara wynosi 2500 rb, płatnych w ciągu 2 miesięcy, pobranie odcisków palców, informacja w systemie komputerowym, 5 lat zakazu wstępu w przypadku niezapłacenia. Cały czas urzędniczka jest bardzo sympatyczna i robi wrażenie naprawdę zmartwionej że robi nam taką przykrość. I na koniec, że bierze na siebie niezadowolenie zwierzchników, nie chce zostawiać u nas niemiłego wspomnienia, poprzestaje na udzieleniu nam uwagi i wpisaniu tego do akt. A my mamy o przepisach poinformować w Necie - co niniejszym czynię. Powtarza się więc schemat: obowiązują tu przepisy ze świata i czasu w którym od 20 lat my już nie żyjemy. Urzędnicy nie mogą ignorować tego prawa, ale indywidualnie starają się dyplomatycznie i po ludzku wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Wychodzimy wdzięczni dla naprawdę sympatycznej Pani. Ale i tego nie jestem już pewny. Ciekawi nas jak potraktowano Zbyszka w Bezledach. Świstek kontrolny przyjęli bez słowa i o żadne potwierżdienija nie pytali… Aby mu się jednak w głowie nie przewróciło, nie chcieli wpuścić na rowerze; musiał przejść procedurę załadunku na samochód i wyładunku po drugiej stronie. Teraz już więc nie rozumiem nic a nic… A chłopisko ma żelazną kondycję: przejechał pod potężny wiatr ze 70 km i zdążył na czas do Korsz na pociąg.

 

Kusiła mnie wycieczka po rosyjskiej części Puszczy Rominckiej, ale po pierwsze jest to pewnie strefa podwójnie zaprieszczionnaja (bo granica i z Polską i Litwą), po drugie zaplanowany czas już minął. Byliśmy niedaleko, po polskiej stronie http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/suwalszczyzna.htm    Może innym razem, może jak i po tamtej stronie więcej się zmieni? Czego im szczerze życzę!

Bardzo niesympatyczne jest to przejście w Gołdapi. Odprawa jednego samochodu przez polskich celników trwa po ponad pół godziny, i rozpoczyna się od walenia gumowym młotkiem w koła, podwozie, i częściowego demontażu wyposażenia. Typowe przejście przemytnicze. Nie zazdroszczę sympatycznym młodym celniczkom tej pracy, bo polscy kierowcy dają pokaz chamstwa i prymitywizmu. Jest bardzo zimno (12 stopni), w Gołdapi dopiero po 22 znajdujemy miejsce w domku campingowym. Rano słonecznie i gorąco; skrajem Wzgórz Szeskich jedziemy do Olecka. Jednak krajobraz jest tu jakby bardziej radosny: więcej sosnowego lasu, barwniejsze zabudowania w wioskach, ludzie jakby bardziej swobodni i kolorowi. W Olecku pociąg po 16tej; NIKT nie umie powiedzieć czy dalej niż do Ełku. Bałagan totalny: budynek dworca wydzierżawiony, kasa w baraczku, nieczynna, zero informacji, linia przewidziana do zamknięcia. No, więc mamy czego pozazdrościć Rosji. Podobnie zresztą jest na Białorusi, Ukrainie, Rumunii. Polskie Koleje są zakałą w Europie! Co robi Trybunał Stanu w tym kraju? Michał musi wracać, a ja mam ochotę na towarzyskie odwiedziny znajomych, więc w Ełku staramy się stracić parę godzin czasu, podjechać lokalnym pociągiem do Giżycka (spóźnia się po drodze o 45 minut), tam o północy kolega wsiada do pociągu, a ja jadę do portu jachtowego i przed 1 w nocy rozkładam się obok nabrzeża. W Ełku nie miałbym takiej możliwości. Rano okrążam od zachodu Wielkie Jeziora;

 

 

Doba znana jako baza fotograficzna W. Puchalskiego i jego urokliwych albumów o bezkrwawych łowach. 15 km bezdroży oraz jeszcze gorszego paskudnego bruku do Przystani. W międzyczasie robię odskok na wschód przez Sztynort do Trygortu z uroczymi widokami na kompleks jezior. Ruina Sztynortu jest haniebną wizytówką nie Armii Czerwonej, ale „Polnische Wirtschaft”; od czerwca przejęte przez fundację polsko-niemiecką.

 

 

 

Wstyd: żeby Niemcy płacili za polskie barbarzyństwo! Po drodze spotykam starszego rowerzystę z sakwami z prawdziwej skóry. Pan jest z Warszawy, spędza od lat wakacje na rowerze, nocując u ludzi. Zapowiada się interesująca znajomość, bo mamy wspólne wspomnienia związane z mapami, historią, oraz wiele innych. Po drodze mijam kompleks bunkrów Goeringa zagospodarowany turystycznie; potężną śluzę Leśniewo na polskiej części Kanału Mazurskiego, obiekt jest zagospodarowany, atrakcje w postaci zjazdów na linie. Tu krótka historia Kanału; więcej w książce: R.Sarnowski; Kanał Mazurski - przewodnik turysty; Warszawa 2002

 

 

 

 

 

i zjeżdżam do Srokowa w gościnę u Pana Władysława poznanego kilka lat temu w okolicy, i niezmiernie serdecznie nas wtedy goszczącego. Rano jazda na północ nad jez. Oświn (lub Siedmiu Wysp, lub Nordenburskiego). Tu ma posiadłość zaprzyjaźniony Biolog. Krótka wizyta kończy się całą ucztą, bo niespodziewanie spotykam się z dawno niewidzianym kolegą Andrzejem, który swego czasu wspaniale rozwinął inicjatywę udostępniania w Necie przedwojennych map WIGowskich.

 

 

 

 

 

 

 

«

 

 

Kilka lat temu sfotografowałem charakterystyczną nalepkę na szybie autobusu kursującego tu często; coś jest w tym podwójnym rozdarciu i ciążeniu. Udało się Wam odczytać napis?

 

 

Dziwaczny jest status tego skrawka ziemi. Dziś część Rosji, podobno jeden z najsilniej ufortyfikowanych rejonów świata (czego niewprawne nasze oko zbytnio nie zauważa), jeszcze z czasów międzywojennych (znowu Wańkowicz). Ziemia ta miała silne związki z Polską. Po sekularyzacji Zakonu, pod patronatem polskim Królewiec był oazą kultury i sztuki. Jeśli pamiętacie fabułę filmu Czarne Chmury – to oparta była na kanwie autentycznej historii polskiego oficera Kalksteina w służbie Elektora (ale zakończoną tragicznie, znowu do Wańkowicza). Rosyjska obecność powojenna jest raczej nowością i jest właściwie realizacją bardzo dawnych celów strategicznych. Po wojnie przyszłość rejonu była bardzo długo niepewna, i rzutowało to długo na zaniedbany obraz kraju. Historia uczy, że istnienie tego rodzaju enklaw jest zawsze elementem napięcia w regionie.

 

Zbyt mało rozmawialiśmy ze zwykłymi ludźmi. Chyba wielu tęskni do komunizmu, jego szarej rzeczywistości, ale jednak pewnej egzystencji. Oby podsycanie imperialnych tęsknot nie było zapowiedzią poważnych kłopotów. Ostatnie polityczne deklaracje nie są uspokajające, i skłaniają do zastanowienia się nad wymową F opisu mapki będącej elementem carskiej jeszcze F propagandy, z czasu I wojny światowej. 1 września 2009 w Gdańsku udzielono nam szokującego pouczenia i oceny Traktatu Wersalskiego oraz prowokującej roli Polski w II wojnie.

No, przypuśćmy, że na obchody napaści niemieckiej 22 czerwca jedzie do Rosji ktoś (niezupełnie „ktoś”, ale premier rządu), kto publicznie przypomina, że w I wojnie światowej to przecież carska Rosja najechała w 1914 roku Prusy Wschodnie - pozostawiając mgliste wrażenie, że jest to forma usprawiedliwienia późniejszej napaści… Bezczelność?

We wrześniu 2009 r. na obszarze od Murmańska do Brześcia zorganizowano w obwodzie kaliningradzkim, na Białorusi i u wejścia do Zatoki Gdańskiej manewry wojskowe “Zapad 2009″ i “Ładoga”, w trakcie których ok. 30 tys. żołnierzy rosyjskich i białoruskich ćwiczyło tłumienie polskiego powstania na Grodzieńszczyźnie oraz odparcie ataku na Gazociąg Północny. Symulowano wówczas rosyjski atak jądrowy i konwencjonalny na Polskę oraz zajęcie państw bałtyckich z Finlandią włącznie... W przypadku tego ostatniego państwa była to pierwsza rosyjska demonstracja zbrojna pod jego adresem od kilkudziesięciu lat.
Zachęcam też do obejrzenia dwóch pouczających filmów.
http://www.youtube.com/watch?v=qi5e8ozz39E  sowiecka historia
http://www.youtube.com/watch?v=khOOLaXXvxA  cios w plecy
Znamienne, że pierwszy z nich, nakręcony przez reżyserów łotewskich nigdy nie został wyemitowany w Polsce.

Niestety rzeczywistość 2014 roku przekroczyła najgorsze prognozy... **

 

A w lasach na S od Braniewa są jeszcze mało sympatyczne pozostałości F Wojskowego Rejonu Przeładunkowego...

Inne rozważania polityczno-krajoznawcze: http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/pieklo     http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/tannenberg.htm

 

Zniszczenia wojenne widoczne są właściwie wszędzie. Rzutują one chyba i na psychikę ludzi których tu osiedlono. Nie jest żadną satysfakcją, że życie w takim otoczeniu zgotowała im swoja rodzima armia która tak bezwzględnie niszczyła niemczyznę. Kraj został również zniszczony wcześniej, podczas I wojny światowej, a Niemcy wydawali liczne pocztówki propagandowe, które do dziś można znaleźć w portalach aukcyjnych. Jak zwykle odsyłam też do „Na tropach Smętka” M.Wańkowicza.

 

Dzieje tego kraju właściwie są dziejami wojen. Krzyżacy z Prusami i Litwą, Szwedzi z Polską, w pierwszej wojnie światowej najazd wojsk carskich: „szeroko się rozlały wojska rosyjskie. Zniszczono trzynaście miast, pięćset siedemdziesiąt dwie wsie, pięćset trzydzieści sześć dworów, ogółem spalono lub rozwalono pociskami armatnimi czterdzieści cztery tysiące budynków, splądrowano pięćdziesiąt tysięcy miesz­kań, zamordowano dwa tysiące, wygnano do Rosji dziesięć tysięcy ludzi”. Niżej reprodukcja z książki Wańkowicza: miasteczko Gierdawy, po inwazji rosyjskiej.

 

 

Ruch turystyczny prawie nie istnieje. Wyjątkiem jest Królewiec (liczne wycieczki niemieckie) oraz Mierzeja Kurońska. Poza tymi obszarami widzieliśmy nie więcej niż może dwóch rowerzystów. Ale też i wnętrze kraju jest dość monotonne: brak większych jezior, a w ciekach wodnych woda jest bardzo brudna; lasy w znacznej mierze liściaste, silnie zarośnięte, często w podmokłym terenie, komary i kleszcze. Niezłe drogi, dobre zaopatrzenie w sklepach, wspaniały stan kolei. Oczywiście brzeg morza jest zawsze bardzo atrakcyjny (byle nie od zalewu Wiślanego), atrakcją są tereny kopalni bursztynu na Sambii (Jantarnyj), oczywiście Kosa Kurońska. Kraj interesujący raczej dla krajoznawców. Możecie jechać bez obaw. Problemem może być przygotowanie materiałów krajoznawczych. Na początek Michał obiecuje niedługo F udostępnić mapę GPS Obwodu oraz dawnego Königsbergu.

Sensacyjne ale zupełnie nierealne wiadomości o powstawaniu ścieżki rowerowej z Krynicy Morskiej do Batijska, z przejściem na Mierzei

http://www.obwodkaliningradzki.pl/przejscie-graniczne-do-obwodu-na-mierzei-wislanej  **

 

 

Ludzie żyją tu niezamożnie, szaro, miejscowości są raczej bezbarwne, często doszczętnie zniszczone, zabudowane prowizorycznie i bez wdzięku. Pijaństwo nie jest zauważalne bardziej niż w Polsce, a pijaczkowie chyba nawet mniej agresywni niż u nas. Ludzie jednak są sympatyczni, serdeczni; a w stosunku do Polaków nie zauważa się cienia złośliwości, chociaż mają pewnie świadomość, że to my zburzyliśmy ich kiepski, ale raczej pewny świat komunizmu. Sympatię budzi chyba nasz dostatek, oraz zbliżenie z kulturą Zachodu (tak zresztą było jeszcze przed 1990). Dobrze aby Polacy darowali sobie typowe drobne złośliwości i pogardliwość okazywaną w stosunku do Rosjan. Bo zupełnie nie mają powodu do wywyższania się. Raczej do współczucia bezwzględnej historii.

 

Ogólne wrażenia więc raczej pozytywne, wyobrażałem sobie znacznie smutniejszą rzeczywistość. Podobno w ciągu ostatnich 10 lat zmieniło się tu bardzo – na lepsze. Gdyby jeszcze zrezygnowano z nieżyciowych przepisów... Zachęcam do krajoznawczej eksploracji.

 

 

 

http://maps.vlasenko.net/soviet-military-topographic-map/map200k.html mapy 200k Armii Czerwonej, pokrycie całego d. ZSSR!, z plikami kalibracyjnymi OZIego

http://igrek.amzp.pl/mapindex.php?cat=ALLIED050CE wojskowe mapy USA 50k części Obwodu

http://igrek.amzp.pl/mapindex.php?cat=GR100 niemieckie Grossblatty 100k (a w okienku inne mapy)

http://igrek.amzp.pl/mapindex.php?cat=TK25  niemieckie Messtischblatty 25k

http://www.ketrzyn.mm.pl/~wwmkiewicz/ws/klaser1/index.html zdjęcia okolic Kętrzyna

http://ekomazury.wm.pl/Kanal-Mazurski:-niszczejaca-perelka,76386 Kanał – Ekomazury

http://eturystyka.org/galeria/Itemid,130/catid,916/ opis

http://sasiedzi.2p.pl/kraje/rosja/reg_okolice.html okolice Kaliningradu

http://www.tourismkaliningrad.ru/attractions/castles/  j.w.

http://sasiedzi.2p.pl/kraje/rosja/dojazd.html formalności, wjazd

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ba%C5%82ga Bałga

http://de.wikipedia.org/wiki/Balga

http://www.pp.org.pl/wojtek/ftp/ebook/Na%20tropach%20Smetka%20-%20Melchior%20Wankowicz.doc  Na tropach Smętka

Goerke 9000 Village Names in Pomerania, Prussia, Silesia http ...

http://www.obwodkaliningradzki.pl/   portal o Obw. Kaliningradzkim **

http://www.obwodkaliningradzki.pl/przejscie-graniczne-do-obwodu-na-mierzei-wislanej  przejście turystyczne na Mierzei? **

 

 

Tomasz Pluciński
nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna