SPŁYW KAJAKOWY: WDA 2000
WOJTAL − TLEŃ
28.04 − 3.05

Na wodzie i nad wodą, z dala od cywilizacji mężczyźni stają się silni i opiekuńczy, kobiety łagodniejsze, dzieci bardziej odpowiedzialne. W dzień na kajaku, w nocy w namiocie. Woda, cisza i zieleń.

Decydujemy się na zabranie składaków, ale dla ułatwienia (?) jadą dwa samochody. Po południu, w prawdziwie letni upał dojeżdżamy na urokliwy biwak na skraju lasu poniżej Wojtala. Wieczorem na próżno czekamy na „harcerzy”. Noc bardzo ciepła, niestety są roje komarów. Rano odbieramy ze stacji „harcerzy”, a punktualnie o 9.30 dojeżdża drugi samochód. Zwijanie biwaku, montowanie kajaków, odtransportowanie drugiego samochodu do Tlenia. Mój kajak się tragicznie rozeschł: z trudnością daje się otworzyć w nim „drabinki”, nie pasują otwory na śruby. Wyglądało to paskudnie, ale po 2 dniach powłoka się naciągnęła. Ostatecznie na wodę ruszamy dopiero ok. 14-tej. Tak się kończy rzekoma wygoda: samochód na spływie jest prawdziwą kulą u nogi! Za Młyńskiem zatrzymujemy się i tradycyjnie idziemy na zakupy cukierniczo-piwne do Huty Kalnej. Pierwszy nocleg na łące, z koncertem żab, przed Małym Bukowcem. Pierwsze techniczne wprawki za wiaduktem Lubichowo-Ocypel. W Młynkach dołącza Romek (z kajakiem) i Krzysztof z samochodem (ale bez kajaka - jako dowód pogardy dla takiego szlaku kajakowego).

Druga noc: przed Wdą, miejsce wyznacza Krzysztof, który w międzyczasie dojechał tam samochodem. Dołącza kajakarz z Płocka wraz z niesprawną towarzyszką. Siedzimy razem przy ognisku, oglądamy ekologiczny wynalazek: blaszane mini-palenisko, z wiatraczkiem na baterie, do palenia patykami. Temperatura raptownie spada do przyzwoitej, majowej wartości, ale jest w dalszym ciągu słonecznie i wiosennie. Na trzeci biwak umawiamy się poniżej Błędna (odcinek okazał się nieco długi: ok. 30 km). Po drodze sporo śladów zniszczeń po-bobrowych, jest ich jednak jakby nieco mniej, niż przed rokiem? Widok z Krzywego Koła jest jak zwykle imponujący. Osuwiska brzegu są zabezpieczane; może jeszcze przez kilka lat da się ten rezerwat uratować...

Na wspaniały biwak pod dębami dopływamy przed zmierzchem. Jest nas sporo, bo we Wdeckim Młynie dołączają kolejni znajomi z ekstra-kajakami plastikowymi, które bardzo ekscytują Darka. Rano Romek dowozi z Osieka Teresę; teraz jest nas 15 osób, 2 psy i 9 kajaków.

Następnego dnia płyniemy tylko 2-3 godziny. Na widok malowniczego otoczenia przyczółków zwalonego mostu powyżej Pohulanki, zapada decyzja o wcześniejszym biwaku. Aby nie tracić czasu, robimy ponad 3-godzinną wycieczkę pieszą w rejon rezerwatów brekini, oraz zarastających jeziorek Dury i Radolinek. Wracamy przez Starą Rzekę do obozu. Gwiaździsta noc jest jakby nieco chłodna; rano z menażki wyciągamy talarek lodu. Przed mostem w Starej Rzece od lat tkwi imponujące zwalone drzewo w nurcie. Zaczynają się bystrza, którymi jak na koniu - dopływamy do początku jeziora zaporowego. Tu spływ się dezorganizuje: zamiast korzystać z wody, słońca i zieleni − trzeba zajmować się transportem samochodów (nie powtarzajmy już nigdy więcej tego błędu! O wiele sprawniejsze jest używanie pociągu − o ile jeszcze w tym roku go nie zlikwidują...). Tylko trzy kajaki wpływają na jezioro. Ostatnia grupa odjeżdża z Tlenia ok. 19-tej.

W tym roku Studenci jakby mniej dopisali; ci, co siedzieli w domu, sami nie wiedzą, co stracili... Teraz już jest po wiośnie. Sesja, potem wakacje, potem jesień, potem zima, potem znowu wiosna (i znowu: „no, przecież jeszcze za wcześnie na spływ kajakowy!”). A kiedy już się „obudzą” - będą mieli rodziny, posady i brzuchy, które skutecznie uniemożliwią taki kontakt z Naturą. W tym roku wiosna była rekordowa, zieleń zupełnie niezwykła. Tylko Wda, taka jak zwykle: wspaniała!

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna