.**ostatnia aktualizacja: 10.07.2003**

WRZESZCZ - OTOMIN - ŁAPINO/NIESTĘPOWO - GDAŃSK  (Tradycyjne śniadanie w Wielkanocny Poniedziałek nad Radunią, pomiędzy Łapinem a Niestępowem )

Przez Morenę ulicą Myśliwską w dół, pozostawiając po prawej stronie stawek na skraju dawnego poligonu wojskowego. Poligon ten przez wiele lat zajmował wyjątkowo malowniczy teren pomiędzy dawną stacją kolejową Kiełpinek, a Brętowem i Moreną.


Linia kolejowa Wrzeszcz - Brętowo - Leźno - Stara Piła - Kartuzy, była poprowadzona w 1915 roku widokową trasą nasypami i wykopami. Było to najszybsze połączenie z  FKartuzami (z Wrzeszcza 45 minut!); pod koniec wojny wiadukty we Wrzeszczu Niemcy wysadzili wraz z lokomotywami w powietrze, a niedługo potem Armia Czerwona wywiozła tory... W latach 60-tych w Głosie Wybrzeża prof. Kowalski z PG pisał długie opracowania argumentujące konieczność odbudowy linii. Cóż, kiedy od kilkudziesięciu lat władze PKP robią wszystko, aby maksymalną liczbę linii zamknąć i ruch ograniczyć. Takie działania określano kiedyś jako sabotaż gospodarczy i stawiano za to pod ścianą... Dziś można za to otrzymać premię, a głupawi dziennikarze bezmyślnie potakują pokrętnej argumentacji Kolei. Teraz szlak jest malowniczym terenem spacerowym, a zwalone wiadukty służą treningowi wspinaczkowemu. Najbardziej znany wiadukt na ul. Słowackiego zostanie niedługo rozebrany. Warto kiedyś zrobić wycieczkę rowerową z Osiedla VII Dwór tą właśnie trasą przez Srebrzysko, Brętowo, Kokoszki i Leźno aż do Starej Piły (jest to więc wariant tego opisu). Czasami można wraz z  F Koleją Drezynową przejechać od strony Żukowa do Kiełpinka.

Od stawku na poligonie, polną piaszczystą drogą łukiem w lewo, w stronę widocznych zabudowań Jasienia. Szosę Kartuską przecinamy prostopadle wjeżdżając w ul. Źródlaną (skrzyżowanie ok. 200 m za kościołem w Jasieniu - w stronę Auchana). Asfaltowa droga wije się pomiędzy ogródkami działkowymi i zjeżdża na sam koniec jeziora Jasień (to bodaj jedyne dostępne miejsce; zatłoczone, zaśmiecone). Dalej pod górę do obwodnicy i wzdłuż niej w lewo, wiaduktem ponad obwodnicą, a po drugiej jej stronie cofamy się w lewo drogą płytową w stronę Szadółek prawie 1 km. W prawo drogowskaz do Otomina, asfaltem przez las. Jest to najszybszy i najwygodniejszy wariant dojazdu rowerem z Wrzeszcza.

Jezioro Otomińskie, najładniejsze z najbliższych jezior od Trójmiasta. Wśród zalesionych wysokich wzgórz (dorodne sosny, jodła, buk), ostatnio intensywnaFbudowa osiedli domków, tradycyjna ładna plaża z okazami pomnikowych dębów, w sezonie bardzo zatłoczona i hałaśliwa. Warto jednak pójść na przeciwległy kraniec, w rejonie Grodziska: jest to bardzo malowniczy i spokojny zakątek, dobre miejsce na samotny biwak; pijaczkowie z reguły wracają o zmierzchu w rejon parkingu. Do jeziora przylegają zarastające bagienka z interesującą roślinnością (żurawiny, rosiczka, bagno, wełnianka). Niestety: mogą być komary... Jezioro okrążają dwa znakowane szlaki turystyczne. Do Otomina dojazd z Gdańska autobusem miejskim  F174.

Piaszczystą drogą pod górę w stronę Sulmina (tu przypomina mi się zawsze werset ze Starego Testamentu: Czym dla nóg starca wspinanie się po zboczu piaszczystym, tym żona gadatliwa dla spokojnego męża. (20); F mądrość Syracha, fragm. 25). Teraz dwie wersje dalszej drogi. Dalej prosto tą samą niewygodną drogą do Sulmina. W Sulminie warto zboczyć w lewo do dawnego ładnego, chociaż mało stylowego kościółka; jest w nim galeria sztuki, a również miejsce spotkań artystycznych; można zwiedzić. Dalej tą samą drogą do asfaltu (w prawo ładne rozległe widoki na pola w stronę Kokoszek i Leźna), i pod górę do Niestępowa. Zjazd do Raduni. Nad Radunią ładny stary kościółek, dalej do przecięcia z torem kolejowym Pruszcz - Stara Piła - Kartuzy.

Kolejny wariant: dalej asfaltem do Starej Piły (to koniec wcześniejszego wariantu kolejowego z Wrzeszcza). Stara Piła: kiedyś stacja węzłowa, a również graniczna. Niezbyt sympatyczne obyczaje graniczne opisuje Zwarra, a również dawne przewodniki Orłowicza. Z rejonu Starej Piły rozległy ładny widok na pagórkowate pola, nasyp i wiadukt nad Radunią odgałęzienia linii do Wrzeszcza. To tędy jechać można drezyną do Kiełpinka tuż pod Moreną...

My jednak, tuż za torami kolejowymi w Niestępowie skręcamy w lewo, drogą płytową w górę, obok cmentarza. Po ok. 1,5 km droga przecina w obniżeniu niewielki strumień. Po dalszych ok 200 m pod górę, skręcamy polną ścieżką w lewo, potem skrajem ładnego lasu w stronę toru kolejowego i wzdłuż niego w prawo jeszcze ok. 300 metrów (tu biegła dawniej granica Wolnego Miasta i Polski; linia kolejowa była po stronie WMGd; nad Łapinem zachował się kamień graniczny). Kursujące tędy towarowe pociągi do bazy paliwowej w Kiełpinku uprawiały do niedawna złodziejski proceder. Pusty (prawie?) skład cystern zatrzymywał się w umówionym zacisznym miejscu i czasie, i przelewał „resztki” do pojemników, przywiezionych wcześniej ciągnikiem traktorowym... Po lewej rozległa łąka i 50 m Radunia: nasz biwak. Tu czarny szlak z Otomina schodzi do kładki. Wyjątkowo malownicze miejsce: łąka, z tyłu las, przed nami Radunia, a po drugiej stronie stromy zalesiony brzeg.

Z Otomina najładniejszy wariant prowadzi jednak przez las, ok. 3,5 km. Z jeziora Otomińskiego podjazd drogą na Sulmin na szczyt garbu, ale już prawie na dole skręcamy w lewo w las, szlaban. Leśną dość szeroką drogą skręcając dalej lekko w prawo. Po kilkuset metrach dołączają z lewej znad jeziora szlaki czarny i zielony; będziemy jechać tym czarnym szlakiem aż do Raduni. Las coraz bardziej dorodny; po prawej w dali za lasem widać od czasu do czasu odległe wybudowania Sulmina. Droga przecina linię wysokiego napięcia, nieco dalej skrajem bagienka po prawej (wiosną koncert żab). Piękny dorodny las. Wreszcie szlaki  skręcają w lewo w szeroką leśną drogę Sulmin - Kolbudy, a tuż potem w prawo w dół stromym jarem w stronę Raduni. Dawna kiepska kładka została zniszczona przez wodę, odbudowano ją solidniej jakieś 300 m w górę rzeki. Jest ona tuż obok docelowego biwaku.

Powrót warto zrobić wzdłuż, w dół Raduni. Na razie do góry do brukowej obsadzonej drzewami drogi Widlin - Łapino, tą drogą w lewo w dół. Po lewej komin dawnej fabryki, zarośnięta stacja  (dorodne sosny, jodła, buk) Łapino, po lewej między drzewami bardzo ładny widok na jezioro zaporowe elektrowni w Łapinie. Niezwykle malowniczo. Przez koronę elektrowni z reguły daje się przejść furtką; warto zejść do budynku elektrowni. Jest to fragment F kaskady energetycznej: 6 elektrowni od Rutek k/ Żukowa, do Pruszcza. Budowane w latach, dziś są już właściwie zabytkiem techniki. Pracują jednak sprawnie w dalszym ciągu, jako elektrownie szczytowe. Życzliwa obsługa z reguły pozwala zwiedzić wnętrze: wspaniałe stare czarne generatory, lśniące czyste hale... Dalej w dół lewym brzegiem: wkrótce kolejne rozlewisko przed zastawką dzielącą Radunię (prawa odnoga) i kanał doprowadzający wodę najpierw do dużego stawu retencyjnego (już za szosą Kolbudy-Gdańsk), i dalej oryginalnym rurociągiem do kolejnej elektrowni w Bielkówku. Dochodzimy do Kolbud. Jazda do Gdańska szosą bywa kłopotliwa w niedzielne wieczory - z powodu dużego ruchu samochodów powracających do miasta. Opis dalszej trasy wzdłuż Raduni - przy innej okazji...

Literatura
http://www.key.net.pl/firmy/elektrownie/radunia.html [historia elektrowni wodnych na Raduni i Wierzycy]
http://www.energa.gda.pl/miasta/ [dane techniczne elektrowni wodnych na Raduni i Wierzycy]
http://www.sciezki-rowerowe.pl/htm/elektrotxt.htm [trasa rowerowa wzdłuż elektrowni na Raduni]
http://www.kolbudy.gd.pl/news/artykuly/2000/wies_na_brzegu_jeziora.html [Otomin; historia, opis]
http://www.kamienie.most.org.pl/regiony/pomwsch.htm [Pomorskie megality i kurhany]
http://www.bikeworld.pl/komentarze.php3?dodaj=219 [wycieczki rowerowe wzdłuż Raduni]


GDAŃSK - SOBIESZEWO - SZTUTOWO - KRYNICA MORSKA   16-18.05.2003

.**(i dalej: SZTUTOWO - MARZĘCINO - RUBNO - TOLKMICKO - (boczna trasa: FROMBORK - BRANIEWO) - PODGRODZIE - "BERLINKA" - KUROWO - PASŁĘKA - SŁOBITY - KANAŁ ELBLĄSKI - JEGŁOWNIK - JAZOWO - GDAŃSK   7-9.06.2003   **  

Wyjazd z Gdańska szosą Elbląską; z powodu zawsze dużego ruchu trzeba jechać chodnikiem, albo okrężną, dłuższą, ale spokojniejszą trasą wzdłuż Motławy (ul. Łanowa za zajezdnią tramwajową na Łąkowej, Krępiec i Przejazdowo). Począwszy od drugiej estakady jazda poboczem szosy, na skrzyżowaniu koło Makro w Przejazdowie skręcamy w lewo w ul. Benzynową. Jedziemy przez zniszczone tereny przemysłowe: z lewej Rafineria, z prawej oczyszczalnia Wschód, place przeładowni żwiru. Wycieczka wbrew pozorom jest pouczająca. Żuławy są bodaj najbardziej urodzajnym regionem Polski. Zastanawiająca jest ta zajadłość budowania akurat na tych najżyźniejszych ziemiach, rozległych obiektów przemysłowych o wyjątkowej uciążliwości dla środowiska: złomownia, zakłady fosforowe, rafineria, Port Północny, oczyszczalnia ścieków, przeładownia żwiru, wysypisko fosfogipsu, śmietnisko popiołów elektrociepłowni... A na marginesie i zupełnie (?) nie na temat: w regionie Gdańskim jest najwyższy w Polsce odsetek zachorowań na nowotwory. Czekamy niecierpliwie na kolejne wspaniałe inwestycje: spalarnię śmieci i przetwórnię polistyrenu...

Skręt w prawo w dawną starą drogę wałem Martwej Wisły do Sobieszewa. Przeprawa mostem pontonowym; przez wiele lat kursował tu prom. Przed wojną do turystycznych atrakcji należała wycieczka parostatkiem do Bąsaku (d. niem. Bohnsack). Naprzeciw przeprawy nowy kościół postawiony w miejsce spalonego starego, ładnego i zabytkowego. Na dziedzińcu przed kościołem kilka starych nagrobków. Jeden z nich, pomennonicki - wyjątkowo piękny, o niezwykłym kształcie. Drugi podobny jest koło Marezy (Kwidzyna).

Wyspa Sobieszewska jest rezultatem zmian w biegu dolnej Wisły. Pierwotnie nurt rzeki w rejonie Przegaliny skręcał  raptownie na wschód (w stronę Gdańska) przed pasem nadmorskich wydm. Kręta Wisła stwarzała sporo kłopotów żeglugowych: zamulanie rozbudowującego się nowego portu gdańskiego (najdawniejszy port z Żurawiem zbudowano nie nad Wisłą, ale nad skanalizowaną Motławą!). Wiosenne zatory lodowe blokowały żeglugę Wisłą i powodowały powodzie. Wiosną 1840 roku zator i wezbrana woda przedarły się przez pas wydm do morza w rejonie Górek (doskonale widoczne ze starej drogi wałem do Sobieszewa). To nowe ujście (Przełom Wisły, niem. Weichseldurchbruch, nazwany przez W. Pola Wisłą Śmiałą) rozwiązało część opisanych kłopotów, a po odcięciu rzeki śluzą sprawiło, że Gdańsk przestał właściwie leżeć nad Wisłą. Odcięty śluzą fragment nazwano Martwą Wisłą (niem. Tote Weichsel). Ostatecznie na przełomie wieku przekopano proste sztuczne ujście Wisły na północ od Przegaliny - w rejonie Świbna/Mikoszewa. Ten prosty odcinek (Przekop Wisły, Weichseldurchstisch) niesie teraz prawie całą wodę. Dawny odcinek w stronę Gdańska został w Przegalinie odcięty śluzą (właściwie: dwiema śluzami), a śluzę w Płoni zlikwidowano. Teraz główny nurt Wisły leży ok. 20 km od centrum Gdańska, a tereny leżące na północ stały się wyspą. Równie interesująca jest historia Westerplatte (leżącego na wschód od ujścia Martwej Wisły w Nowym Porcie), rozejścia Wisły (Leniwki) i Nogatu w Białej Górze, oraz Szkarpawy - żuławskiej rzeki w stronę Zalewu Wiślanego.

W Sobieszewie można zrobić wycieczkę do Górek Wschodnich (trasa akurat na niedzielne popołudnie). Po drodze po prawej Stacja Ornitologiczna PAN. Docieramy do płaskiego krańca wyspy. Interesujący spacer w kierunku morza kamienną wąską groblą długości ok. 1,5 km. Przy silnym wietrze spacer odradzam: wiatr jest dokuczliwy, bryzgi wody również, a z drogi zejść w bok nie można... Po prawej rozlewisko jeziora Karaś: jest to jeden z bogatszych rezerwatów ptactwa: Ptasi Raj. Dla postronnych jest zazwyczaj rozczarowaniem, bo w rozległych zaroślach trzcin giną tysiące gnieżdżących się lub przelatujących ptaków. Zwiedzać warto tylko w towarzystwie fachowca (np. ze Stacji PAN-u). Szeroka piaszczysta plaża w ubiegłych latach była silnie atakowana i niszczona przez silny prąd morski posuwający się na wschód; obecnie wzmocniona jest betonowymi elementami. Powrót do Górek Wschodnich przez  ładny las sosnowy (w lecie niestety są tu komary), po drugiej stronie jez. Karaś. Możliwy także spacer szeroką piaszczystą plażą na wschód, ok. 10 km do Przekopu Wisły w Świbnie. Do plaży przylega interesujący las sosnowy. Końcowy na wschodzie odcinek plaży (przy samym ujściu Wisły) jest zamknięty w sezonie - jest to rezerwat ptaków brodzących. Do Świbna od ujścia Wisły warto przejść kamiennym zachodnim brzegiem Przekopu Wisły; ładne otoczenie, mnóstwo zieleni, w lecie kwitnące a na jesieni owocujące dzikie róże, pnącza dzikiego chmielu. Ok. 1 km na północ od Świbna, do Wisły wpuszczano przez wiele lat praktycznie nieoczyszczone ścieki z Gdańska (pozostał betonowy kanał-wylot ścieków). Ekologiczna zbrodnia tamtego systemu: głębiny południowego Bałtyku stają się powoli Morzem Martwym...

Pod koniec wojny teren Wyspy (i dalej na wschód) został umocniony przez Niemców (w okolicznych lasach pozostało mnóstwo zarośniętych okopów, a pod ziemią mnóstwo wojennych eksponatów; kiedyś był to teren zaopatrywania młodych ludzi w proch i trotyl). Dziś tereny poszukiwaczy wojennych pamiątek.

Zamiast dość ruchliwej chociaż bardzo ładnej trasy drogowej z Sobieszewa do Świbna, proponuję widokowy i mało znany wariant północnym obwałowaniem Martwej Wisły do Przegaliny (to drugi wariant' pierwszym jest spacer plażą na wschód). Z trasy na Świbno skręcamy w prawo ok. 300 m za Strażą Pożarną w asfaltową drogę bez nazwy.  Z wału rozległe widoki na łąki Wyspy, interesujące poniemieckie zabudowania, krętą Martwą Wisłę, oraz ogromną hałdę odpadowego gipsu z wytwórni nawozów fosforowych - po drugiej stronie wody. Biała hałda widoczna jest doskonale z wyżej położonych dzielnic Gdańska. Trwa konflikt o toksyczność odpadów: okoliczna ludność skarży się na choroby, niszczące działanie wysiąkających z niej wód - natomiast przedstawiciele zakładu utrzymują opinię o jej neutralności. Dojeżdżamy do Przegaliny; w prawo odchodzi szeroki ślepy kanał - to pozostałość dawnego koryta Wisły. Na jego końcu kolejna „inwestycja”: wysypisko płynnych odpadów elektrociepłowni...

Dwie śluzy w Przegalinie: stan techniczny starszej z nich budzi zastrzeżenia co do zagrożenia wodnego tej części Żuław Gdańskich. Skręcamy w lewo w stronę Świbna: po prawej basen zimowego portu-złomowiska barek i pogłębiarek rzecznych. W asfalcie mostu resztki szyn Gdańskiej Wąskotorówki: Gdańsk Wąsk. (dworzec leżał tuż przy stadionie żużlowym przy ul. Elbląskiej) - Świbno - Mikoszewo - Stegna - (Sztutowo) - Nowy Dwór Gdański i dalej okrężną trasą po Żuławach do Malborka i Lisewa. Po prawej główny nurt Przekopu Wisły, z lewej charakterystyczny ciąg poniemieckich domków i dorodnych lip; rysują się one interesująco na tle nieba z drugiego brzegu Wisły. Na skrzyżowaniu na wale w Świbnie pamiątkowy kamień i tablica w 100 lecie otwarcia Przekopu; zjazd w dół do przeprawy. Duży prom z holownikiem, w sezonie spore kolejki oczekujących; od paru lat przeprawa jest płatna. Jeszcze w latach 50-tych funkcjonowała równolegle przeprawa promowa pociągu wąskotorowego przez Wisłę; potem prom zabrano do Leningradu do naprawy, i...  Interesujący widok na zalesione wzgórza na prawym brzegu. Z drugiej strony wału być może od końca czerwca będzie kursował pociąg wąskotorowy.

W Mikoszewie warto zrobić boczną wycieczkę prawym brzegiem Wisły w rejon kolejnego rezerwatu przy samym ujściu. Kilkaset metrów na wschód wysoka wydma (d. Prinz Albrecht Horst): na szczycie była przed wojną kawiarnia; z dołu na szczyt prowadziły okazałe kamienne szerokie schody. Jeszcze przez wiele lat po wojnie był stąd wspaniały widok na ujście i rozlewiska Wisły. Teraz las podrósł... Schody rozebrała okoliczna ludność po wojnie. Do lat 60-tych znaczny odsetek stanowili tu mieszkańcy niemieccy, często niemal nie mówiący po polsku. Mieszkali w charakterystycznych drewnianych domkach rybackich. Potem zostali „skłonieni” do opuszczenia Polski...

Na wschód można jechać cienistym malowniczym szlakiem przez las, równolegle do linii brzegu, ale już po południowej stronie wału wydmowych wzgórz (szczególnie zalecam w upalne lato).

Po chwili do drogi dołącza tor wąskotorówki, kilkakrotnie przecinający malowniczą szosę na wschód. Trwają intensywne starania o przywrócenie kursowania tego pociągu (uaktualnienie: już F kursuje). Powinien on ułatwić poruszanie się w terenie, bo w sezonie drogi są zatłoczone podobnie jak na Helu; mógłby być także atrakcją turystyczną w sezonie. Obawiam się jednak, że moim rodakom siedzenia tak poprzyrastały do foteli samochodu, że będą oni raczej godzinami stać w korkach drogowych, niż rozstaną się z tym symbolem swojego awansu społecznego... Nie zapomnijcie od czasu do czasu skorzystać z tej atrakcji; to przecież tak jak muzeum techniki! Kolejne miejscowości: Jantar (jest tu ferma strusi, kilkaset metrów przy drodze do Rybiny), Junoszyno, Stegna, Sztutowo, to atrakcyjne letniska. Takich plaż na próżno zazdroszczą nam nad Morzem Śródziemnym: szeroki pas białego piasku, do pasa wydm przylega okazały sosnowy las ze wspaniałym podszyciem mchem; nie bez powodu ten odcinek nosi nazwę Bursztynowego Wybrzeża. Klimat jest zdecydowanie łagodniejszy, niż nad otwartym morzem Jastrzębiej Góry czy Międzyzdrojów; niestety w lesie bywają dokuczliwe komary. Począwszy od lat 60-tych, katastrofalne zanieczyszczenie Zatoki (do niedawna Trójmiasto tak naprawdę nie miało oczyszczalni!), spowodowało upadek nadmorskich miejscowości, teraz sytuacja radykalnie się zmieniła. Za Stegną interesujący stary kościół, nietypowe wnętrze. Sztutowo: do opisu obozu Stutthof odsyłam do innych opracowań. W Sztutowie droga zygzakiem zbliża się do morza; zjazd w lewo „Sztutowo Plaża”, ponad 1 km asfaltem. Dalej albo plażą albo leśną drogą wzdłuż brzegu ok. 1,5 km na wschód. Wiosną na niebie sznury lecących ptaków: pojedyncze chybotliwe czaple ze „zgiętymi” szyjami i czarne, szybkie o ostrym kształcie, lecące niewielkimi eskadrami kormorany. Skręcić ok. 300 m w prawo. Jest to jedna z większych atrakcji przyrodniczych: ogromny rezerwat kormoranów i czapli. Są tu tysiące gniazd na sosnach; drzewa i podłoże spalone odchodami, ptaki są niepłochliwe, w kolonii panuje często nieopisany harmider, fetor resztek ryb. Kolonia zajmuje obrzeża ogromnej polany o średnicy ponad kilometra; w jej środku drzewa dawno już zostały zniszczone. Zachęcam do zabiwakowania albo na piasku plaży albo na mchu skraju lasu przylegającego do krawędzi 2-3 metry nad plażą. W czerwcu wspaniała atmosfera zachodu słońca i wieczoru nad morzem.

Wracamy do drogi na Mierzeję; prowadzi ona prawie cały czas przez malowniczy las sosnowy, z niektórych miejsc widok na Zalew i Wzgórza Wysoczyzny Elbląskiej. Początkowo widać Elbląg na tle wzgórz Wysoczyzny, potem Tolkmicko i charakterystyczną sylwetkę Fromborka. Warto zboczyć w prawo nad Zalew w Przebrnie (tu biegła przed wojną granica Wolnego Miasta i Prus Wschodnich. Granica była iluzoryczna, trwał przemyt towarów i uzbrojenia. Interesujące wspomnienia polskich służb celnych można znaleźć w literaturze na końcu). Krynica Morska: spora miejscowość, latarnia morska, przystań statków do Elbląga i Fromborka, zabudowa raczej bezstylowa, w sezonie nieprawdopodobny tłok, przez resztę roku miejscowość jest martwa i niemal odcięta od świata. Dalej na wschód droga równie malownicza, po kolejnych ok. 20 km mała miejscowość Piaski; nieco dalej urządzenia granicy. Po wstąpieniu do NATO, instalacje graniczne są odbudowywane i rozbudowywane: wieże obserwacyjne, radar, łączność, patrole lotnicze. Ale to wszystko nic w porównaniu do realiów czasów stalinowskich. Plaża była wieczorem grabiona (nawet w Kamiennym Potoku w Trójmieście. sic!), co krok kontrole dokumentów, przebywanie na brzegu po zmierzchu kończyło się nieplanowanym noclegiem pod dachem, a nie na świeżym powietrzu. Obsesja ucieczek kajakiem lub wpław (!) do Szwecji (jeśli na bliższy Bornholm - to raczej do Danii) lub oczekiwania na przypłynięcie w nocy szpiegowskiej wrogiej łodzi podwodnej. To wcale wtedy nie były żarty...

Wracam przez Sztutowo na Rybinę. Duży węzeł wodny: Szkarpawa (Wisła Elbląska), Wisła Królewiecka, Tuga, Linawa; dwa zabytkowe mosty podnoszone, równie zabytkowy obrotowy most kolei wąskotorowej. Tujsk z nietypowym (bodaj pomennonickim) domem modlitwy. Dalej przez Marzęcino (interesujący kościół i niedokończona śluza obok Kanału  Panieńskiego), Wyspę Nowakowską, Rubno, malowniczą drogą wzdłuż Zalewu Wiślanego, przez Kamionek, Łęcze, Ogrodniki - nad małe śródleśne jeziorka tzw. Szwajcarii Próchnickiej. Pogoda gwałtownie się psuje, decyduję się na powrót w stronę Malborka. W Jegłowniku skręt w prawo w stronę jedynej na Żuławach (no, jeszcze jest niezwykły Mątowski Bór na północ od rozejścia Leniwki i Nogatu koło Białej Góry) malowniczej jak oaza kępy lasu Kaczynos. Sosny, piaszczyste i trawiaste polany mad małym jeziorkiem. Od Nogatu osłania wał, dojście do samego  Nogatu prawie niemożliwe. Wał porośnięty kwitnącą właśnie tarniną, czeremchą, wszystko zielone, mnóstwo słowików i koncertujących żab. Na dodatek kiepskawa pogoda odstraszyła wędkarzy i miejscową młodzież. Naprawdę jak oaza... Dalej tuż przed Malborkiem przechodzę przez ładnie położoną śluzę i elektrownię Szonowo. Po drugiej stronie Nogatu kilka kilometrów dalej cmentarz pomennonicki w Stogach, który jest właściwie lapidarium resztek cmentarnych z całych Żuław. Powrót w deszczu przez Kończewice (jeden z piękniejszych kościółków), most w Lisewie (będący właściwie jednym wielkim zabytkiem-muzeum techniki i historii), Koźliny, Grabiny Zameczek, Wróblewo i Krępiec. Ale dokładniejszy opis tej części Żuław i Wysoczyzny - przy innej okazji...

   

(...kontynuacja owej "innej okazji"...)

**   W Rubnie skręcamy w lewo w stronę Tolkmicka. Wiosną wszystko jest zielone, wilgotne otoczenie, mnóstwo śpiewających ptaków, z prawej stroma Wysoczyzna Elbląska. Z lewej rozszerzający się pas wody, przechodzący wreszcie w Zalew Wiślany (Zalew Świeży, niem.: Frischwasser).

Ogromny akwen wodny; płytki (głębokość nie więcej niż 3,5 m, zależy to zresztą od kierunku wiatru), woda brudna, gdyż w zasadzie jest to zbiornik zamknięty i wszystkie zanieczyszczenia gromadzą się na dnie. Brzegi Zalewu w większości silnie zarośnięte trzcinami i podmokłymi łąkami; tylko w bardzo nielicznych miejscach jest dostęp do wody. W zimie Zalew jest doskonałym miejscem bojerowym. Pod koniec II wojny przez zamarznięty Zalew w kierunku morza próbowały uciekać przed Armią Czerwoną rzesze cywilnych i wojskowych uchodźców. Tysiące potopionych ludzi i sprzęt spoczywają na dnie, co od czasu do czasu daje się we znaki miejscowym rybakom. Formalnie umowy międzynarodowe dają możliwość żeglugi z Bałtyku od Cieśniny Piławskiej przez Zalew do Elbląga. W czasach PRL-owskich nikt jednak nie ośmielił się wystąpić z taką propozycją; teraz czynione są próby reaktywowania szlaku żeglugowego. Strona rosyjska stawia jednak nieformalne utrudnienia z powodu gigantycznie rozbudowanych baz wojskowych w rejonie Piławy (Bałtijska) i Kaliningradu. Kursują stateczki z Krynicy Morskiej do Elbląga, Tolkmicka i Fromborka, również „wolnocłowy” rejs z Gdyni do Kaliningradu (o tyle oryginalny, że bez wysiadania w porcie docelowym...).

Za Kamionkiem droga wspina się dość stromo na zbocze Wysoczyzny; od czasu do czasu wspaniałe widoki na Zalew i odległą Mierzeję; w prawo odchodzi droga na Łęcze (interesujące stare domy podcieniowe) i w rejon jeziorek tzw. Szwajcarii Próchnickiej. Stamtąd można zrobić wycieczkę do Elbląga wzdłuż Kumieli przez Bażantarnię. Stromy zjazd do Suchacza.

Od Nadbrzeża do Suchacza można także przejechać gruntowymi dróżkami wzdłuż brzegu; dość niewygodnie, bo teren podmokły i trudna orientacja w sieci ścieżek i mostków.

Suchacz: bardzo atrakcyjnie położony na zboczach skarpy (widoki!) i nad Zalewem; letnisko, mały port, plaża. Dalej można jechać gruntową drogą wzdłuż toru kolejowego; po drodze w całej okolicy uprawy owoców: czarne porzeczki, sady. Dołączamy do drogi w rejonie  F Kadyn.

Jedna z najbardziej atrakcyjnych i ruchliwych miejscowości na trasie. Grupa starych dębów; wśród nich szczególnie znany jest tzw. Dąb Bażyńskiego. Tuż obok zabytkowe zabudowania zakładu ceramicznego produkującego nietypowe detale do odnawiania architektury; plenery artystyczne. Dawna posiadłość Hohenzollernów, tradycje cesarskie; pozostały po niej: odnowiony pałacyk w parku, bardzo interesujący układ zabudowy miejscowości, budynki gospodarcze po lewej stronie drogi, zabytkowa duża stadnina koni, na wzgórzu po prawej odbudowany klasztor. W lesie po lewej trudne do odszukania ruiny okazałego kościoła zburzonego w latach 70-tych (!).

Dalsza droga również wśród sadów, od czasu do czasu widoki na Zalew i ogromne zarośla trzcin. Po prawej zabytkowa kapliczka. Tolkmicko: bardzo stare miasteczko; port, plaża, jeden z najpiękniejszych budynków dworca kolejowego, zabytkowy kościół.

Przed dalszą drogą wzdłuż toru kolejowego w kierunku Fromborka radzę się zastanowić. Początkowo prowadzi wygodna droga gruntowa (czerwony szlak), która potem staje się piaszczysta i prowadzi stromo na krawędź wysoczyzny gubiąc się w pociętym parowami i rezerwatami terenie. Ścieżki wzdłuż toru w zasadzie nie ma, a prowadzenie roweru po podkładach jest niezmiernie uciążliwe. Po lewej ogromne łany trzcin w podmokłym terenie; z reguły chmary komarów, rzadko kiepski dostęp do wody; niektóre miejsca malownicze (ok. 2 km za Tolkmickiem). Interesujący Święty Kamień w odległości kilkudziesięciu metrów od brzegu (przy niskiej wodzie podczas silnych długotrwałych zachodnich wiatrów można dojść suchą, a raczej: błotnistą stopą); ten wielki głaz narzutowy był dawniej miejscem kultowym Prusów. Do Fromborka może być rozsądniej jechać przez Podgrodzie (za chwilę powrócimy do opisu tego wariantu). Opis Fromborka pomijam. Miasteczko zostało doszczętnie zniszczone podczas wojny. Jedynie wzgórze Katedralne zachowało dawny urok; szczególnie wnętrze Katedry. Dawniej dworzec kolejowy był podobnie malowniczy jak w Tolkmicku. W latach 70-tych władze zdecydowały, że wobec rozmachu uroczystości kopernikowskich taki poniemiecki kształt „nie uchodzi”. Budynek zburzono i postawiono typowy „klocek”. Do Braniewa można jechać szosą (przed miastem ogromny cmentarz wojenny), polecam jednak wariant wzdłuż Zalewu, wśród niezmierzonych zarośli trzcinowych. Na razie z Fromborka szosą 2 km na wschód; po minięciu Baudy, skręt wzdłuż niej w lewo w drogę przechodzącą w drogę płytową. Po 4 km na wzniesieniu dawny dworek Klejnowo; stadnina koni. Dostępu do Zalewu praktycznie nie ma; jedziemy drogą płytową wśród ogromnych zarośli trzcinowych, od czasu do czasu stacja pomp, mijamy rzadkie kępy lasu. Warto skręcić w lewo na Starą i Nową Pasłękę. Bardzo interesujący teren, malownicze ogródki działkowe, resztki dawnego portu; interesujący widok na Zalew. To już ostatni port RP: 2 km na wschód granica państwa. Wracamy asfaltową drogą na Braniewo. Przed miastem, nad samą Pasłęką interesujący kościół o nietypowej bryle. Braniewo: stare miasto z bogatą historią, bardzo silnie zniszczone podczas wojny. Odbudowane ładne fragmenty wzdłuż Pasłęki.

Od Tolkmicka jedziemy jednak na pd-wschód na Podgrodzie: stromy długi podjazd krętą drogą przez las. Wiosną przylegające głęboko wcięte zbocza mijanych jarów pokryte są nieprawdopodobnie gęstym łanem kwitnących zawilców. Pomiędzy Podgrodziem a Autostradą w zasadzie kompletne bezdroże, a dodatkowo sieć leśnych dróżek jest myląca i wyprowadza ponownie na trakt Elbląg-Frombork. Jeszcze nie zdarzyło mi się tu nie pobłądzić! Zatem może szybciej jest jednak pojechać okrężnie: Huta Żuławska - Milejewo - Nw. Monasterzysko... Wjeżdżamy na  F Autostradę i jedziemy w kierunku granicy.

Dawna „Berlinka” - to strategiczna droga wojskowa na odwiecznym niemieckim kierunku Drang nach Osten. Tu (Ostpreussen) budowana w okresie międzywojennym, a na odcinku Starogard Gdański - Tczew (Knibawa), już podczas okupacji. Trasa Chojnice − Starogard Gd., to osławiony Korridor. Bezczelne żądania eksteryterialności stały się nieomal pretekstem do wybuchu wojny. M. Wańkowicz w "Na tropach Smętka"  tak opisuje rozmowę z jednym z Mazurów w 1936 r.:

 "znajome wojoki co z urlaupu z Reichu wracały, to opowiadają, co w korridor to im się broń odbiera i drzwi od cugu na fest się zamyka. To oni bardzo sobie tego nie lajdują. Musita oddać nama ten korridor!". 

Po wojnie straciła znaczenie z powodów politycznych i technicznych: zaniedbana nawierzchnia betonowa, wysadzone mosty na rzeczkach, brak przejścia granicznego, ciągła huśtawka decyzyjna: odbudowywać - nie odbudowywać... "berlinka" prowadzi kompletnie pustymi terenami, w interesującym otoczeniu wyjątkowo bujnej zielonej przyrody, nieco pofalowanym terenem. Mijane lasy są gęsto podszyte i nie zachęcają do spaceru. Jedziemy do zjazdu w Wierznie na Chruściel (ok. 4 km). 

Jeszcze nieco dalej, 2 km za Wierznem do autostrady dochodzi z prawej jedna z licznych leśnych bocznic kolejowych trasy Braniewo - Kurowo (Bogaczewo). Obecnie jest to cywilna baza wyładunkowa, budowana była jednak kiedyś jako obiekt o „bynajmniej” innym przeznaczeniu. Niewątpliwie jednak do celów „pokój miłujących”.  

W Chruścielu warto skręcić w lewo i w bok nad elektrownię na Pasłęce. Obok ładny biwak nad rzeką.

W Chruścielu w prawo (na południe) 3 km szosą, potem skręt leśnym asfaltem na wschód  2,5 km. Parking turystyczny; od niego kilkaset metrów w lewo, obok zabudowań szkółki leśnej; tuż za głazem narzutowym skręt w las nad jedno z nielicznych ładnych dojść nad Zalew Pierzchalski. Na wodzie drewniany hangar dla łodzi, szeroki dach, ławeczki; w lesie stolik i ławki. 

Następnego dnia przez Stare Siedlisko, Nowicę, kiepską drogą przez Bronki - na Słobity. W Słobitach zabytkowa ładna płyta rodowa w ścianie kościoła. W parku okazałe ruiny jednej z największych rezydencji junkierskich w tej części Prus. Obok ruin, zarośnięta rzęsą wodną fosa z mostem stylizowanym troszkę na praski Most Karola. Posiadłość spalona na wiwat przez Armię Czerwoną już po zakończeniu wojny. Tak jak Kamieniec, Szymbark, kościółki żuławskie...Tuż za Słobitami przecinamy wykop dawnej linii kolejowej Słobity - Orneta. Dalej chcę jechać przez Kwitajny w rejon pochylni Kanału Elbląskiego. Niestety... Układ dróg w okolicy jest gwiaździsty - rozchodzący się z Pasłęka. A ja wcale nie mam ochoty cofać się na Pasłęk i w konsekwencji jechać koszmarną trasą warszawską (jak sama nazwa wskazuje - znaczny procent kierowców stanowią warszawiacy...) Wszystkie drogi „w poprzek”, są kręte, zygzakowane i bardzo kiepskie. W Kwitajnach przeczekujemy upał w cieniu drzew na dziedzińcu pałacowym, nad jednym ze stawów. Pałac w znacznym stopniu odbudowany, na remont czekają zabytkowe zabudowania gospodarcze oraz duży park. Kłopoty drogowe w dalszym ciągu: chcąc nie chcąc muszę jechać aż pod Morąg (!) i przez Królewo, Chojnik, Sambród, Drulity (odbudowany ładny pałac) wreszcie zjazd nad Kanał.

Kanał Ostródzko-Elbląski (Oberlandischer Kanal) jest atrakcją - zabytkiem techniki na skalę światową. Oryginalny jest zarówno pomysł nadzwyczaj oszczędnego w zużyciu wody, transportu, wykonania budowli (w porównaniu z klasycznymi śluzami), jak i oryginalnemu pomysłowi transportu statków na szynach, a wreszcie unikatowemu napędowi wodnemu urządzeń transportujących. Kanałowi przez wiele lat groziła dewastacja, obecnie przeżywa renesans. Ale ceny rejsu są obliczone iście na walutę europejską... Opisu tu nie zamieszczam. Piękne widoki z najwyższych fragmentów pochylni - na położoną ponad 20 metrów niżej, równinę i odległą Wysoczyznę Elbląską i bliższy Elbląg. Przeciętna różnica poziomów odcinków kanału na każdej pochylni wynosi aż 20 metrów! A więc kilka razy więcej niż przy tradycyjnym śluzowaniu. Mamy w Polsce jeszcze jeden podobnie wspaniały zabytek drogi wodnej: Kanał Augustowski. Co prawda w bardziej malowniczym otoczeniu, ale nie tak interesujący technicznie.

Biwakowanie w okolicy nastręcza wiele kłopotów: brzegi są zarośnięte nieprawdopodobnie bujnymi chaszczami. Ja wreszcie znajduję miejsce pod nieużywanym jednym z licznych mostków. Zostawiam tam rzeczy, a z psem i śpiworem lokuję się u góry. Dokuczliwe komary; na szczęście mam swój   F worek z agrotkaniny. Rano pogoda niezbyt przyjazna: stopniowo wzmaga się wiatr, który szybko potężnieje. Jest upalnie; ostre słońce. Ouszczam Kanał: przez Jelonki, Markusy, Gronowo jadę na Jegłownik i dalej Wiktorowo i Wikrowo. Chcę obejrzeć przedostatni z pozostałych żuławskich wiatraków. W Wikrowie jakoś nie mogę odszukać jego sylwetki; wreszcie dojeżdżam. Aż mnie zatkało z oburzenia: z budynku pozostała kupa ruin i spalone belki...

Robię śledztwo w okolicznych zabudowaniach. Z uśmieszkiem mówią mi, że to już przecież ze dwa lata temu... Ano, nie wiadomo jak się to stało... Ale spalił się w kwadrans... Najbardziej prawdopodobnie, właściciel poskąpił złotówki na bezpieczniki (przecież lepiej kupić kolejne, siódme piwo) i wykazał się prawdziwie polską pomysłowością: kawałek gwoździa... Bo było zimno i bezpieczniki nie wytrzymywały... 

Bardzo nie lubimy, kiedy Niemcy z przekąsem mówią złośliwie: „polnische Wirtschaft”. A jak inaczej nazwać coś takiego? Ową polską przemyślność, która sprowadza się do zerwania dachu z opuszczonego pałacu - aby naprawić daszek na swoim świńskim chlewiku. Oraz po nocy ściąć zabytkowy dąb w pałacowym parku - na opał. Bo zima sroga i czymś palić trzeba... I również nocą wylać do parkowego stawu stare zapasy płynu do opryskiwania pola. A owe nagminne kradzieże wszystkiego, co da się sprzedać.  Sieć trakcyjną, pokrywę studzienki kanalizacyjnej, szyny żuławskiej kolei wąskotorowej, żelazny mostek... Nie na żaden chleb dla głodnych dzieci (tak się to z reguły usprawiedliwia), ale na zwykłą wódę i codzienne sakramentalne pięć piw. I wiejskie psy przykute na całe życie na metrowym łańcuchu wrzynającym się w szyję, bez budy... A owe hordy półpijanych wyrostków przesiadujących przed blokami i łamiących wszystko, co da się wyłamać i arogancko zaczepiających wszystkich po drodze... A ta najmilsza zabawa wiejskiej młodzieży: zrywanie rozkładów jazdy na przystanku PKS i odwracających drogowskazy i znaki drogowe... A wszystko obsmarowujących spray’em... A to tylko maleńka część smętnej polskiej rzeczywistości w 14 lat po odzyskaniu swobody; nie dotykam tu nawet "wielkiej polityki". Przecież czegoś takiego nigdzie w Europie już nie ma! Nawet w pogardzanej Rosji!

Dopuszczam wreszcie ową myśl, przed którą się dotąd broniłem: a może jednak byłoby lepiej, gdyby owe 3 lata temu wiatrak w Wikrowie wykupił jakiś Niemiec? Może jednak byłoby lepiej, żeby ten zabytek istniał dalej, nawet w obcym ręku, ale jednak istniał... Trudno mnie posądzać o sympatie niemieckie lub europejskie. Ale myślę, że ten Naród już o własnych siłach nie wydźwignie się z takiego bagna... Dlatego niedawno głosowałem za akcesją do bynajmniej nie podziwianej Unii. Może arogancja gospodarujących u nas obcych wreszcie wymusi jakieś zmiany polskiej mentalności? Niestety: za bardzo wielką cenę.

Turystyka i krajoznawstwo dają najbliższy kontakt z Ziemią i ludźmi. Nigdy nie spodziewałem się, że będą to wrażenia tak przykre! A czeka jeszcze w kolejce opis moich turystycznych podróży Polskimi Kolejami Państwowymi...Wracając przez Wiktorowo, mijam cmentarzyk. O dziwo: pomennonicki, z kilkoma charakterystycznymi stelami nagrobnymi. Dziw, że dotąd przetrwał: większość tych zabytkowych tablic na Żuławach została po nocy wywieziona i sprzedana kamieniarzom. A reszta jest dewastowana teraz. Nie kiedyś, a właśnie teraz... W Bielniku dojeżdżam do trasy warszawskiej. Moja niechęć do tej drogi jest tak wielka, że robię objazd przez Bielnik, Kępki, Marzęcino do Nowego Dworu. W Nowym Dworze jestem tak zmordowany upałem i bardzo silnym przeciwnym wiatrem, że śpię przez dwie godziny w parku w cieniu nad Tugą. Potem kawałek ową paskudną trasą warszawską do Kiezmarka, a dalej w lewo zygzakiem przez Cedry Wlk., Wróblewo i Krępiec do domu. .**

Literatura
A. Męclewski.  "Celnicy Wolnego Miasta", WMON 
http://www.wyspa.pl/   [strona Wyspy Sobieszewskiej]
http://www.zalew.org.pl/zdjecia.phtml [zdjęcia znad Zalewu Wiślanego]
http://www.meetingpoint2000.it/kadyny.htm [Kadyny]
http://elblag.euh-e.edu.pl/okolice/kadyny/kadyny.html 
http://www.ostsicht.de/index.htm?start.htm [niemieckie archiwum zdjęć]
http://www.frischeshaff.de/ [niemiecka strona o Zalewie Wiślanym]
http://www.mrluck.pnet.pl/koleje/szlaki/sztutowo/ [wspomnienia kolejowe]
http://www.artfoto.pl/zkd/index2.html  [strona o żuławskiej Kolei] 
http://www.kolej.pl/~maron/lisewo.htm [90 lat kolei wąsk. na Żuławach]

http://www.heimat-bote.net/uebers.htm [Heimat Bote...]

REDA - BIESZKOWICE - RUMIA   23.03.2003

Z peronu w Redzie wzdłuż torów (po lewej) w stronę Wejherowa ok. 400 m, do przejazdu kolejowego. Ulicą w lewo; po 1 km mijamy cmentarz, po dalszych 500 m (już w lesie), rozejście dróg. Wybrać odejście asfaltu w lewo (ruch lokalny, ze znakiem zakazu). Do Zbychowa ok. 6 km asfaltem po dnie zalesionej doliny, od Redy ok. 150 m wzniesienia. Droga jest bardziej widokowa przy jeździe w odwrotnym kierunku. Od Zbychowa droga prowadzi otwartym terenem, 3 km do Nowego Dworu Wejherowskiego. Na krzyżówce w Nowym Dworze w prawo ok. 300 m, przy kapliczce skręcić w lewo lokalną drogą, która wkrótce zamienia się w gruntową; cały czas prosto w stronę lasu. Po prawej  Pucka Góra (201 m); ze szczytu kiedyś był widok aż do morza. Z prawej dochodzi czerwony szlak; będzie nam towarzyszył aż do Bieszkowic; zjazd nad koniec jez. Borowo (parkingi, pomosty). Szlak okrąża jezioro od prawej; na południowym jego końcu interesujące torfowiska; w całej okolicy jest ich zresztą wiele. Szlak przez ładny las po ok. 2 km dochodzi nad polodowcowe jezioro Pałsznik. Dalej fragment martwego lasu na bagnach, po 200 m jez. Wygoda. W okolicy skupisko kilku malowniczych polodowcowych jeziorek, częste torfowiska, rezerwaty.

Warto zboczyć w prawo nad interesujące torfowiska na północnym krańcu jeziora Wygoda. Rosiczka, żurawiny, jagody, bagno..

Wzdłuż jeziora w lewo. Nie dochodząc do leśniczówki schodzę nad wodę: malowniczy widok na zalesione wzgórza otaczające jezioro, F zgrupowanie brzóz, płaski brzeg i piaszczyste dno jeziora. Rezerwat; z powodu natłoku niedzielnych wczasowiczów głównie z Wejherowa, w lecie ograniczenia wjazdu w cały rejon. Dalej czerwonym szlakiem, po nieco ponad 1 km - kilkaset metrów po prawej, w głębi lasu prześwituje maleńkie polodowcowe jeziorko Rąbówka. Malowniczo i zacisznie. Po ok. 1,5 km czerwony szlak skręca w prawo nad jez. Bieszkowickie i dalej, okrążając torfowiska - nad Zawiat - dochodzi do szosy Wejherowo-Chwaszczyno. Okolice tych ostatnich jezior zabudowane domkami; w lecie wielkie tłumy ludzi; warto wtedy je omijać. Dalej dwa warianty: albo szosą w lewo przez Nowy Dwór, stromym zjazdem ładną drogą do Wejherowa, ze zboczeniem na Kalwarię Wejherowską. Albo w prawo w stronę Chwaszczyna; po ok. 2 km skrzyżowanie ze starą brukowaną drogą (w prawo do Kamienia). Tu skręcić jednak w lewo w dół, w stronę Rumii (8 km, bruk miejscami w złym stanie, uciążliwie). Droga prowadzi widokowym otoczeniem; po 1 km atrakcyjna okolica polany Leśniczówki Piekiełko.

Warto odbić nieco wcześniej w prawo w górę wzdłuż strumienia (czarny szlak): łąki w zalesionej wciętej dolinie.

Od Piekiełka paskudnym brukiem w dół; od lewej dołącza Zagórska Struga z jezior Bieszkowickich. Trudnodostępna Struga wije się w dnie bagnistej doliny, interesujące choć nieco mroczne otoczenie. Po 2 km po lewej miejsce biwakowe nad wodą. W prawo droga na Głodowo, Wielką Rolę i Wielki Kack. Po lewej otwiera się ładny szeroki widok na łąki w Dolinie Zagórskiej Strugi. Rumia.  

WARLUBIE-TLEŃ-GACNO-CZERSK   26-28.03.2003

Prognozy na najbliższe dni są zachęcające, więc nie czekam do piątku, ale wcześniej wsiadam do pociągu do Warlubia. Jednostka elektryczna, więc wsiadam na końcu. Wbrew przepisom końcowy przedział buforowy jest otwarty, w nim czterech młodych osobników. Chcąc nie chcąc muszę tam wsiąść. Po chwili dopada nas dwóch konduktorów oraz kontroler z Renomy. Osobnicy z szyderczym uśmieszkiem zamiast biletów powiewają blankietami wypisanymi przez jakąś poprzednią kontrolę. Renomiarz dla formalności coś spisuje, tymczasem osobnicy bez żenady otwierają sobie piwko, zapalają papieroski. Renomiarz nie zauważa. W tym kraju obowiązuje zakaz picia w miejscach publicznych. Ale nie na PKP: pociągi są azylem, gdzie można najspokojniej zapić się piwem, palić w zakazanym miejscu, kląć bez zahamowań - bez żadnej reakcji obsługi. Do niedawna wdawałem się w awantury i aż dziw, że jeszcze żyję. Teraz bezprawie i schamienie doszło do takiego poziomu, że po prostu sam poczułbym się dziwnie i głupio zwracając uwagę i domagając się interwencji. Swoją dogą: w całym pociągu nie ma ani jednego miejsca dla palących... Do Morzeszczyna przez ponad godzinę jestem świadkiem pogawędki osobników. Stek agresywnie wykrzykiwanych gardłowo zdań bez podmiotu i orzeczenia, każdy wyraz chrapliwie akcentowany, wszystkie wymawiane bez końcówek. Dotyczą jakichś pomieszanych oderwanych wydarzeń z nocy i ranka; głównie: „jebany, przypierdolę, kurwa”, jakieś wybrzydzania na pracę, opowiadania o wczorajszym piciu. Wszystko wykrzykiwane ochryple i z pośpiechem. Przez półtorej godziny. Papieros za papierosem, niedopałki wgniatane w podłogę, śmietniczek nie zauważają. W twarzach bezdenne zadłużenie intelektualne, wrogie ale bystre lisie spojrzenia, nad oczami charakterystyczne dla Neandertalczyków wały nadoczodołowe. Jakże trudno powstrzymać odruch rasizmu; podziwiam ludzi z Monaru lub Braci Albertynów, którzy z własnej woli posługują takiemu czemuś, co uważają jednak za ludzi... W wagonie połamane wszystko co się tylko da zniszczyć, wyrwane świetlówki, ściany obsmarowane spray’em. Za oknem czarne połacie wypalanej trawy, gdzieś na dnie tego są niewątpliwie piromańskie dewiacje. Co wiosnę to samo. I nic nie skutkuje.... Mijane stacje porozbijane, rozkłady jazdy pozrywane. To są moi rodacy? W jakim kraju ja żyję? Do Europy? Przecież to jakieś nieporozumienie!

Dosyć! Wysiadam w Warlubiu, jest ciepło, słońce, powoli uspokaja się tętno bezsilnej złości. Tym razem rezygnuję z odwiedzin mieszkającego nieporuszenie od kilkuset lat 2 km na południe w stronę Bąkowa "znajomego" (jest to wspaniały okaz starego dębu o zadziwiającym kształcie. Mam już kolekcję jego zdjęć robionych z tego samego miejsca o różnych porach dnia i roku). Na zachód przez Płochocin, droga wchodzi w ładny las: to już Bory Tucholskie. Po paru km przecinam Mątawę w Borowym Młynie.

Malowniczy wygląd rzeczki podkusił mnie kiedyś (diabeł nie śpi!) do podsunięcia znajomym pomysłu spływu kajakowego. I dałem się namówić na pierwszy odcinek od jez. Radodzierz. Trudno opisać koszmar tamtego przedsięwzięcia (bo na pewno nie można nazwać tego spływem). Płycizny, nieopisana ilość zwalonych drzew, dzienny przebieg 5-6 km. Uratowali mnie Święci Pańscy i zesłali drugiego dnia tak paskudną pogodę, że bez wahania zostawiłem zgorszone bardzo tą małodusznością towarzystwo, załadowałem złożony kajak na wózeczek (to był jego udany chrzest bojowy) - i powiozłem szosą 8 km do Warlubia... To nie było po chrześcijańsku: nie dość, że wymyśliłem tak koszmarną trasę, to jeszcze pozostawiłem bliźnich w opresji. Ale byli oni zadowoleni i po roku kontynuowali spływ! Zaiste: "wsie po swojemu s uma schodiat (ros.)..."

Nieco dalej z lewej ładne jeziorko Rybno (plaża, kąpielisko, w ładnym lesie biwak z daszkiem), 200 m dalej krzyżówka asfaltu. Jadę na zachód. Pamiętam tę drogę sprzed kilkudziesięciu lat: koszmarny piach. Teraz jest to pamiątka po Pakcie Warszawskim: położono asfalt, a środkowy równy i poszerzony odcinek - to pas lotniska polowego. Po lewej w obniżeniu otwiera się sielski widok łąk szerokiej doliny obramowanej dorodnymi sosnami: uroczysko Skrzyniska z wijącą się środkiem Sobińską Strugą. To, i wiele innych podobnych śródleśnych łąk ze strumieniem w Borach Tucholskich - to moje ulubione zakątki. Przy drodze biwak z daszkiem. Oczywiście rozkładamy się nieco dalej, na godzinkę opalania na słońcu. Kilometr wyżej (na północ, w prawo od drogi) jezioro Miedzno. Kiedyś było ono ze trzy razy większe, a na okolicznych łąkach stanowiska rzadkich ptaków. Kilkadziesiąt lat temu (...) widziałem tu po raz pierwszy rzadkiego wtedy żurawia z czerwoną czapką godową, oraz (prawie na pewno) - dropia, jeden z ostatnich okazów w Polsce. W latach 70-tych postanowiono zaprowadzić hodowlę i większość jeziora spuszczono; teraz powstały obszerne łąki.

Dalej do Osi, zakupy - i drogą na Tleń. Tuż przed zjazdem przed Tleniem, skręcam w lewo z żółtym szlakiem i przez las wychodzimy nad jezioro, cofamy się w lewo do mostu kolejowego. Za jakiś miesiąc będzie tu kwitło mnóstwo sasanek (to najbliższe Trójmiasta stanowisko tych symboli wiosny). Trasa jednej z atrakcyjniejszych linii kolejowych w Borach Tucholskich. Od kilku lat dogorywa, przeznaczona do kasacji („przeklęte PKP! Kiedy jego władze staną wreszcie przed sądem za stan, do jakiego doprowadzono Koleje w Polsce? Za sabotaż kiedyś rozstrzeliwano...”). Nawet nie chcę czekać na pociąg (pewnie za miesiąc już go nie będzie) i przejazd przez malowniczy most. Za dwie godziny zachód słońca, więc wsiadam na rower i  pedałuję w kierunku Tucholi. Cały czas przez ładny las. Prosta droga na zachód, przez Niemców nazywana była Napoleonstrasse, bo trakt kazał położyć Napoleon przed wyprawą Moskiewską. W Trzebcinach spore jezioro z kąpieliskiem i biwakiem (w sezonie tłoczno), dawniej stacja poczty konnej. Przejazd w Wielkim Gacnie przez kolej Bydgoszcz-Kościerzyna-Gdynia. Ta linia, to skutek wrogiej wobec Rzeczypospolitej postawie zniemczonego Gdańska podczas wojny bolszewickiej (decyzja budowy Gdyni i połączeniu jej ze Śląskiem właśnie tędy. A jezioro w Tleniu powstało po wybudowaniu elektrowni wodnych w Żurze i Gródku - dla zasilania tejże Gdyni w prąd...). Krajoznawstwo jest czymś więcej niż zwykłą turystyka; pozwala właśnie na takie odczuwanie powiązań z przeszłością. Jeszcze 10 km prostego Traktu Napoleońskiego, i na pierwszym załamaniu drogi w lewo - my skręcamy w prawo w las. Po 3 km prostej drogi leśną przecinką jesteśmy na stromej skarpie jeziora Okierskiego. Zachodzi słońce, pas 20 metrów od brzegu pokrywa kaszowaty lód, na wodzie sporo ptactwa. Kiedyś jezioro i jego okolice były rezerwatem żurawi, teraz żurawi jest wszędzie mnóstwo. Rozkładamy się na jednym z niewielu dostępnych płaskich wybrzuszeń brzegu w suchym lesie sosnowym. Jestem bez namiotu, rozpinam płachtę ortalionową, worek, wkładam na siebie wszystko co mam, pies dostaje swoją wykładzinę i idziemy spać. Z daleka trąbienie żurawi. Wieczór i noc dłużą się mocno; najwyraźniej nie doceniłem wczesnej pory roku, bo jest chłodnawo w stopy. Trochę odczuwam także te nieco 50 km, z psem na bagażniku.

Ranek słoneczny, ziemia zmarznięta na kamień, sztywny szron na ortalionowej płachcie. W puszce po piwie gotuję wodę na herbatę i zupkę, o 9-tej ruszamy. Robi się ciepło, śpiew ptaków. Najpierw próbujemy przejść przez mokradła tuż za północnym końcem jeziora; głębiej trzęsawisko jest zamarznięte, ale przejście jest niepewne, więc idziemy drogą kilkaset metrów w górę strumienia i przecinamy go wracając na zachód. Po 200 metrach przy drodze wspaniały wielki paśnik dla jeleni: ze stryszkiem, kryty porządnie strzechą: znakomite miejsce dla 15 osób na niespodziewany biwak w deszczu. Drogą w kierunku łąk nad jeziorem. Zatrzymujemy się w widłach strumienia i Stążki, wśród łąk kilkaset metrów od jeziora. Równie pięknego uroczyska dawno nie widziałem.

W Borach Tucholskich bardzo lubię liczne łąkowe śródleśne doliny strumieni oraz miejsca zarastających dawnych jeziorek. Chociażby rejon Sobińskiej Strugi, liczne łąki wzdłuż drogi Rybno-Osie, tereny na południe od drogi Błędno-Śliwice, rejon na pn-zach. od Zdrojna.

Rozległe podmokłe łąki (jeszcze zeschłe i szare) dwa strumienie, wokół wzgórza porośnięte dorodnym sosnowym lasem, kępy brzóz, niedaleko błyszczy jezioro. Ostre słońce, ogłuszający śpiew ptaków. Opalam się bez koszuli dwie godziny, piwo. Dalej pieszo przez ładny sosnowy las, do drogi i mostku przez Bielską Strugę w Kiełpińskim Moście. Możliwa dalsza droga na północ w rejon pięknego biwaku Woziwoda nad Brdą, prowadzi polami pociętymi siecią kanalików nawadniających kończących Wlk. Kanał Brdy. Teraz kanaliki są suche, bo cała woda skierowana jest do małej elektrowni wodnej. Za mostkiem skręcam w prawo na Białą. W Białej robię pętlę: asfaltem jadę na północ wzdłuż jeziora, a za leśn. Barłogi skręcam w lewo w kierunku Kanału, potem okrężną drogą w rejon przecięcia Bielskiej Strugi z Wlk. Kan. Brdy - na południe od wsi Barłogi. Bielska Struga ma tu formę kanału irygacyjnego; zachował się interesujący pruski system kanalików i zastawek. Dolina jest użytkowana: ślady świeżo rozrzuconego obornika. Na noc rozkładamy się nad Kanałem, kilkaset metrów za akweduktem. Wieczór ciepły, gwiazdy

W całej okolicy sieć wodna jest niezmiernie zawikłana: Czerska Struga, Bielska Struga, kanały irygacyjne - a wszystko to przecina na dodatek Wielki Kanał. Miała to być próba rozwinięcia hodowli w tej części Borów. Być może chodziło też o źródło paszy dla koni wojskowych. Pozostał interesujący i malowniczy zakątek, z licznymi rozlewiskami oraz kilkunastoma oryginalnymi akweduktami. Największy jest okazały akwedukt w Fojutowie, w pięknej okolicy, ok. 2 km na zachód od Legbąda (dobry biwak nad rozlewiskiem Kanału jest nieco dalej, 200 m przed mostkiem drogi Gutowiec-Woziwoda).

Noc znowu chłodna. Rano nikłe słońce, ale już podczas składania biwaku zaczyna raptownie padać. Przenoszę się pod pobliską ambonę myśliwską; tam jemy śniadanie. Niebo zaciąga się beznadziejnie: decyzja powrotu przez Legbąd, Czersk, po drodze nieco drobnego deszczu. W Czersku decyduję się na podróż pożegnalną przez Bąk, Kościerzynę. Prawdopodobnie PKP dopnie swego po wielu latach przygotowań - i zamknie niedługo tę trasę. (Przeklęte PKP... Przepraszam: już było... Ale nigdy dosyć). W Rębiechowie wysiadam; zjazd do Wrzeszcza jest przykry: trasa ruchliwa i wąska, po drodze zawsze tu wieje. A jak już naukowo  F udowodniłem - rowerzyście wiatr zawsze wieje w oczy...

 

MALBORK - ELBLĄG (okrężną trasą ok. 120 km)

W piątkowe upalne popołudnie wysiadam na pierwszej stacji za Malborkiem: w Królewie. Dalej: w lewo w kierunku Kaczynosa. Jest tam jedna z dwóch na Żuławach kęp lasu (poza Mątowskim Borem u rozejścia Leniwki i Nogatu, a nie licząc pasa lasu na przymorskich wydmach). Interesujący krajobraz, sympatyczne otoczenie leśn. Janowo. W środku lasu maleńkie jeziorko (zapewne pozostałość po starorzeczu Nogatu, z niezłym dostępem do wody, obok piaszczysta polana doskonała na biwak). Z pobliskiego obwałowania Nogatu rozległy widok na Żuławy, wał porośnięty jest pachnącymi kwitnącymi głogami, mnóstwo słowików, a z pobliskiego jeziorka koncert żab; zaskakująco urocze miejsce. Dalej powrót przez Kaczynos do Starego Pola (ośrodek rolniczy, pomnik krowy!), a dalej drogą na wschód przez Żuławy Elbląskie w stronę Kanału Elbląskiego. Po drodze stare pomennonickie gospodarstwa. Stopniowo przybliża się masyw Wysoczyzny Elbląskiej. Kanał Elbląski wart jest osobnego opisu. Tymczasem zmierzcha się, a w pobliżu pochylni i wzdłuż Kanału okolica jest silnie zarośnięta chaszczami - zupełny brak miejsc do spania. Ostatecznie rozkładam się nad stawem rybnym. Do północy trwa ogłuszający koncert żab - rzekotek.

Następnego dnia przez Jelonki (odnowiony niedawno niemiecki Denkmal (I Weltkrieg) do Pasłęka (dawny Preussisch Holland - osadnictwo holenderskich emigrantów. Zwrócono mi uwagę, że jednak nie byli to mennonici). Położony na wzgórzu w zakręcie Wąskiej, z rozległym widokiem na Powiśle i Żuławy; zabytki: zamek, stara brama miejska, stare zabudowania, legendy o zakopanych w podziemiu skarbach (oczywiście Bursztynowa Komnata...). Wyjazd na pn-wschód na Słobity. Słobity: ruina pałacu, jednej z najokazalszych posiadłości junkierskich w Prusach. Spalony "na wiwat" przez Armię-Wyzwolicielkę już po zakończeniu działań wojennych, tak jak wiele pałaców, kościołów i zamków w okolicy... Zarośnięta rzęsą fosa z kamiennym mostem nieco przypominającym Most Karola w miniaturze. Przylega rozległy park, zalesione wzgórze i rozległe łąki. Silny upał przesypiam w cieniu ruin. Na sterczących ruinach wysokiego komina bociany, a pod ruinami ślady kopania jakichś poszukiwaczy. Ze Słobit na wschód wzdłuż rozebranej linii kolejowej do Ornety. Droga robi się bardzo kiepska, skręcam na lewo przez pozostałości dawnego PGR-u Tatarki. Rozległa, widokowa dolina. Dalej przez las do Gładyszów: drugi, również zniszczony pałac junkierski. Tym razem to nie Armia Czerwona, ale nasza rodzima gospodarka doprowadziła go do ruiny. W latach 60-tych istniał PGR, w którym zupełnie nikt się niczym nie przejmował. Krowy chodziły nie dojone, wszyscy w okolicy pili na umór, miejscowi wyrywali co się dało z nieźle zachowanego pałacu; po uszkodzeniu dachu ruina nastąpiła już błyskawicznie... Bardzo się gniewamy, kiedy Niemcy złośliwie nazywają to "Polnische Wirtschaft". A może ktoś potrafi inaczej to określić?...

Z Gładyszów przez Bardyny na północ w stronę Pasłęki. Tuż za leśn. Książki trzeba skręcić w prawo w las. Kilkaset metrów dalej, miejsce biwakowe z większą drewnianą wiatą, ale bardzo stromy trudno dostępny urwisty brzeg jez. Pierzchalskiego. Dalej gruntową drogą na północ; po ok. 2 km drogowskazy i ścieżka dydaktyczna przez las w prawo nad jezioro. Malowniczo. W okolicy wykopy archeologiczne. Jeszcze dalej na północ gruntowa droga przechodzi w asfalt, po lewej mijamy leśnictwo i szkółkę leśną, po prawej głaz narzutowy. Tuż dalej asfalt się kończy, skręcić w drogę w prawo, stąd 100 m nad jezioro. Na wodzie domek-hangar dla łodzi, na okalającym pomoście ławeczki z ładnym widokiem na jez. Pierzchalskie, dach chroni przed deszczem. Jest to jedno z niewielu ładnych miejsc z dobrym dostępem, nad jez. Pierzchalskie, w całości silnie zarośnięte. W okolicy bezdroża, na dodatek z lat 60-tych przetrwała tu zabobonna wizja ochrony bobrów. Płynięcie Pasłęką możliwe jedynie za specjalną przepustką, podobnie po samym jeziorze. Tymczasem bobry zdążyły się tak rozmnożyć (zaryzykuję: "rozplenić"), że stanowią miejscami dokuczliwy problem. Nie dociera jednak do ochroniarzy to, że podobne przepisy są tylko denerwującym anachronizmem! Warto pojechać w stronę elektrowni zaporowej; w Pierzchałach niedaleko mostu sympatyczny camping.

Pomiędzy Kurowem a Pierzchałami po obu stronach linii Bogaczewo - Braniewo, w lasach usytuowane są rozległe place przeładunkowe i rampy bocznic kolejowych. To przygraniczny "suchy port" trasy kolejowej do Kaliningradu. W latach 60-tych do Elbląga położono szeroki tor (rzekomo do zakładów taboru kolejowego, trudno jednak przypuścić, że nie mieli na to wpływu różni pokój miłujący wojskowi). Teraz tor jest już rozebrany (i jakoś dziwnie spokojniej mi się śpi od tej pory..).

Dojeżdżam do dawnej niemieckiej autostrady ( F "Korridor" do Prus Wschodnich) i właśnie nią wracam kilka km w stronę Elbląga. Zupełne pustkowie w okolicy. Z odbudową autostrady od lat trwa huśtawka decyzyjna z okresem powtarzających się zmian co kilka miesięcy: teraz jesteśmy w "trakcie budowy"; na jesieni pewnie pewnie decyzje będą odwołane. W ub. latach jednak zdążono odbudować mostek na jednej z rzeczek.

Z "berlinki" skręt na Milejewo i Jagodnik (pamiątkowy "Denkmal" z I Wojny Światowej). Teren pomiędzy Jagodnikiem a Próchnikiem jest silnie pofalowany, widokowy; w okolicy kilka malowniczych stawków. Przez Niemców nazywany był: "Dörbecker Schweiz" ("Szwajcaria Próchnicka"). Przez Łęcze stromy zjazd do Suchacza; nad dość brudnym brzegiem Zalewu Świeżego (Wiślanego) tłok, upał. W tym upale jazda niezmiernie widokową trasą do Elbląga. 

 

KWIDZYN-PRABUTY-DZIERZGOŃ-STARE POLE   12-13.05 2001

W sobotę rano jadę pociągiem do Kwidzyna; podczas jazdy zwykłe scysje z palaczami. Idziemy z psem w stronę Katedry; brunatne ceglane gotyckie mury widowiskowego gdaniska, świeża zieleń młodych liści drzew, błękitne niebo. Dalej wchodzimy w malownicze zaułki z krętymi wiaduktami idącymi ponad dachami domków oraz Liwą i kan. Panemońskim (inna wersja: kan. Palemona) - to resztki nieczynnej od dawna bocznicy wąskotorowej. Mareza: pozostał budynek dawnego węzła wąskotorowego, nic jednak poza tym. Jadę na południe: Nowy Dwór, Grabówko; wiatr piekielny, słońce ostre, dość chłodno. Tu wchodzę w prawo na nasyp dawnej linii kolejowej: Kwidzyn-Opalenie-Smętowo. Szyny i torowisko w dobrym stanie, ślady jakiejś jazdy... Wzdłuż toru Kwidzyńska Celuloza poprowadziła rurociąg odprowadzający błotnisty popiół produkcyjny wylewany na olbrzymi polder na tarasie wiślanym. Szyny kończą się na wale, ok. 300 m od Wisły. W nurcie rzeki widać okazałe resztki kilku filarów. Była to  Fpruska linia strategiczna na Wschód, po 1920 r stanowiła więc strategiczne zagrożenie dla Państwa Polskiego, w dodatku bardzo nierentowna. Most rozebrano i przeniesiono do Torunia. Po wojnie krótko odbywał się tędy ruch pasażerski Warszawa-Gdynia; po trzeszczącym prowizorycznym moście drewnianym do Smętowa, zmiana kierunku jazdu na Tczew i dalej. Wspaniały widok na lewy wysoki brzeg Wisły - w rejonie Widlic i Wiosła. Wracamy nasypem w stronę Kwidzyna. Obok budynku stacyjnego Grabówko składowisko części mostu (również strategicznego, tym razem Paktu Warszawskiego; czy NATO będzie nim również zainteresowane? To byłby już czwarty właściciel!). Dalej drogą do Białek. Jadę szutrową drogą przez las niezbyt uważnie: trzy skręty kierownicą i ląduję na boku; dobrze, że pies zdążył zeskoczyć. Kolano stłuczone, ręka nadwyrężona w nadgarstku; kiepsko. Dojeżdżam do ładnego dworku z okazałym parkiem i stawami w Otłówku. Dalej przez Rakowiec, Licze do Prabut. Kondycja kiepska, wiatr zniechęcający, wszystko obolałe. Dalej drogą na Kamieniec; w Obrzynowie skręcam nad jez. Dzierzgoń. Jestem na podwietrznym brzegu, spowitym w kłęby piany. Mieszkańcy używają zapewne obficie detergentów wylewanych oczywiście do jeziora; nie przeszkadza im to pewnie w narzekaniu na rząd, który do takiego stanu doprowadził... Znajduję na łące miejsce jako tako osłonięte, montuję daszek ortalionowy i worek do spania. O zachodzie słońca wiatr zupełnie ucicha, do późna w nocy mam koncerty słowika oraz dalekie buczenie bąka. Noc zimna, jest mokra rosa. Rano robi się upalnie, jedziemy do Kamieńca. Dojście do ruin odcięte płotem z siatki? Obchodzimy przez wspaniały (!) park od tyłu; okazuje się, że ruiny ktoś wykupił, najpierw oczywiście teren ogrodził, zaczął wycinać drobne drzewka-samosiejki i zapowiada remont. Oj, trudno uwierzyć! Jest to wszystko zbyt potężne, a najczęściej bywa tak, że uzgodniona wcześniej ekspertyza nakazuje rozbiórkę (skwapliwie wykonaną), potem właściciel plajtuje, a jego następca z całą bezczelnością w tym miejscu zakłada np. mieszalnię pasz (konserwator zabytków jest zadowolony, bo to nie jego wina, a jeden więcej problem ma on z głowy...) Pałac w Kamieńcu, jeden z najokazalszych w tej części Polski spaliła Armia Czerwona już po zakończeniu wojny (podobnie w Szymbarku, Słobitach...). Potem nowe władze spokojnie zezwoliły na dokończenie dewastacji (w niszczeniu parku niemały udział miał miejscowy PGR). Pałac w Kamieńcu związany jest z kampanią napoleońską; w nim kwaterował przez kilka miesięcy sam Cesarz. Jego gabinet mieścił się na końcu narożnika I piętra po lewej stronie pałacu, tuż obok miała pokój Pani Walewska... ( F"Jantarowe Szlaki"; Biuletyn Turystyczno-Krajoznawczy Pomorza. Nr 12 (102) grudzień 1971 str. 7). W parku chmary agresywnych komarów. 

**Podczas kolejnego przejazdu, na jesieni 2002, zauważyłem jednak postęp rekonstrukcji: wyremontowany zabytkowy pawilon gospodarczy, odnowiona okazała brama wjazdowa z gazonami, oczyszczony bruk. I niespodziewana wiadomość z ostatniej chwili: właściciel zginął kilka dni temu w wypadku samochodowym... Przyszłość zabytku jest pod znakiem zapytania...**  

Dalej w upale jazda na Stary Dzierzgoń (tu warto skręcić w prawo 6 km do Przezmarka z kapitalnie położonymi ruinami krzyżackimi!), Dzierzgoń (wspaniale położone w dolinie ożywione miasteczko, krzyżacki Christburg, potem przezwany Kiszporkiem), Żuławkę Sztumską, Stalewo (jeden z dwóch najwspanialszych na Żuławach domów podcieniowych oraz resztki cmentarza mennonickiego), Szaleniec (jeden z najlepiej zachowanych cmentarzyków pomennonickich). Do pociągu w Starym Polu wchodzę już o 17-tej. To skutek swoistej polityki PKP: gdybym się spóźnił, to w domu będę ok. 23-ej (lub trzeba będzie jechać Expresem).

fot.1 (widok na Opalenie i Widlice od strony Kwidzyna) 12.05.2001
fot 2 (widok na Opalenie i Widlice od strony Kwidzyna) 12.05.2001
fot 3 (rozbiórka mostu w Opaleniu)
fot 4 (rozbiórka mostu w Opaleniu)
fot 5 (widok na koryto Wisły od południa; Mwd=Kwidzyn, Kb=Korzeniewo, Mw=Gniew)
fot 6 (widok z Korzeniewa w górę Wisły; po lewej w dali: most w Opaleniu)
("Dostęp do Wisły dla ludności Prus Wschodnich. Przejście dozwolone za przepisaną Legitymacją w czasie od 1.04 do 30.09 od 6 rano do 8 wieczorem a od 1.10 do 31.03 - od 7 rano do 7 wieczorem. Państwowy Zarząd Dróg Wodnych w Tczewie")

 STRASZYN-PRZYWIDZ-POGÓDKI-SKARSZEWY-PRUSZCZ

Wyjazd z Gdańska trasą na Kolbudy, w Łostowicach skręt w lewo. Na pobliskim wzgórzu ma być ponownie postawiony pruski krzyż-pomnik z okresu I wojny światowej, zniszczony już po wojnie i przypadkowo niedawno odnaleziony. Mijam osiedle "kolorowe" i włączam się do trasy Starogardzkiej; w Straszynie spotykam się z pozostałymi dwojgiem rowerzystów.

W Straszynie jedziemy w prawo do kościoła św. Jacka - jednego z najpiękniejszych nowowybudowanych w okolicy. Potem wzdłuż "prawego" (czyli lewego) brzegu Raduni: elektrownia Prędzieszyn, maleńka, ale w ładnym otoczeniu. Potem w rejon dosyć potężnej, interesującej technicznie elektrowni Straszyn w Goszynie; rozległy widok na malownicze jezioro Goszyńskie. Do elektrowni warto koniecznie kiedyś wejść do środka. Budowane były w latach 1910-1936 (Rutki k/Żukowa, Łapino, Bielkówko, Straszyn, Prędzieszyn, Kuźnice, Juszkowo, Pruszcz), są już dziś zabytkiem techniki. Stare czarne turbiny ciągle pracują w godzinach szczytu, wewnątrz lśniąco czyste kafelkowe posadzki; obsługa z reguły sympatyczna. Najoryginalniej położone: Łapino, Bielkówko. Dolina Raduni jest niezmiernie malownicza, prowadziła tędy zlikwidowana kilka lat temu najpiękniejsza linia kolejowa: Pruszcz - Kolbudy - Kartuzy. (Koniecznie polecam wycieczkę (etapami) pomiędzy Kiełpinem Kartuskim, Żukowem, Kolbudami i Pruszczem!) W Pręgowie bardzo stary kościół. Jedziemy w lewo podjeżdżając polnymi drogami prawie pod Buszkowy. Zjazd do Czapelska i dalej trasą (z Kolbud) na Przywidz. Równolegle do trasy Kolbudy-Przywidz, w odległości od 1 km do kilkudziesięciu metrów, po prawej stronie wije się dolina rzeczki Reknicy; ogromnie malownicza, głęboko wcięta.

Za Przywidzem skręcamy w drugą drogę w prawo, w kierunku Szponu i Grabowa (w Grabowie tuż przy szosie doskonale zachowane grodzisko). Piękna widokowo, mało ruchliwa szosa; przed Szponem skręcamy w lewo, dość stromo pod górę, na Sztofrową Hutę. Bardzo rozległa wierzchowina z odległymi urokliwymi widokami, strome uskoki, małe stawki na polodowcowej gliniastej ziemi. Śpimy w lesie nam maleńkim zarastającym bagienkiem-oczkiem; koncerują żaby i ptaki. Rano jazda 1 km. w kierunku Kamionki, rozległy widok z wysokości kilkudziesięciu metrów na zachód na rynnę jez. Grabowskiego (nieco przypomina Lechicką Szczelinę). Zjazd do Horników Grn., potem szosą w prawo na Wysin (z tej trasy kilka km w lewo jest bardzo interesujący drewniany kościółek w Szczodrowie), Głodowo. Okolice Głodowa atrakcyjne widokowo, zwłaszcza dolina Wietcisy. Przez las do Pogódek; zabytkowy bogato wyposażony kościół, natomiast drugi po-ewangelicki niszczeje tragicznie, interesujący cmentarz, piękny widok na dolinę Wierzycy. Przez Więckowy do Skarszew (na przyszłość polecam jednak trasę przez Czarnocińskie Piece!). W Skarszewach jeden z najoryginalniejszych starych dworców kolejowych (trasę na Pszczółki zamknięto w zeszłym roku); prócz tego koniecznie trzeba zboczyć nad jez. Borówno! Dalej jazda przez Godziszewo, powrót bardzo ruchliwą trasą starogardzką w piekielnym wietrze bocznym; za Wielkimi Trąbkami skręt w prawo (z wiatrem) na Pruszcz. Do Gdańska powrót sympatyczną drogą wałem kan. Raduni przez św. Wojciech, u krawędzi malowniczej moreny.

65+82 km, 7 szprych złamanych, tylna obręcz pęknięta, 6 kleszczy.

 

Z WEJHEROWA NAD MORZE

Z Wejherowa tradycyjnie jedzie się na północ trasą na Piaśnicę, Krokową, Dębki. Droga prowadzi przez lasy. W Piaśnicy masowe groby z lat ostatniej wojny tych wszystkich, którzy znajdowali się na liście niewygodnych dla niemieckiego okupanta, Polaków. Przede wszystkim inteligencji, nauczycieli, urzędników, księży, chorych. W Krokowej okazały odbudowany kilka lat temu pałac w sporym parku. Siedziba kontrowersyjnego nieco stowarzyszenia polsko-niemieckiego patronowanego przez ród von Krockow.

Proponuję jednak jazdę trasą o wiele bardziej malowniczą. Z Wejherowa w kierunku na Słupsk, po ok. 4 km. w Bolszewie skręcić w prawo, w kierunku Choczewa, Żelazna. Po lewej stronie jazda u podnóża malowniczego masywu polodowcowego Góry Pomorskiej, po prawej otwierają się pyszne rozległe łąki wokół jez. Kniewo. Z dna jeziora wydobywany jest wapień dla pobliskiej cementowni Orle. Z prawej towarzyszy tor nieczynnej kolei Wejherowo-Choczewo, z odnogą do dawnej budowy elektrowni jądrowej Żarnowiec. Gdyby tę odnogę przedłużyć kilka km na północ, byłby to najszybszy sposób wywiezienia mieszkańców Trójmiasta nad pełne morze, zamiast na ciągle skażone wody Zatoki Gdańskiej. Przed Rybnem trasa przecina pradolinę Łeby-Redy, sielskie krajobrazy łąk i wzgórz. 

W Rybnie ew. w lewo dojazd w rejon górnego zbiornika elektrowni szczytowej Żarnowiec. Z korony zbiornika imponujący widok z wysokości ok. 120 na jez. Żarnowieckie i otoczenie. 

My zjeżdżamy do Opalina. Prosto droga przez Czymanowo, Nadole i Wierzchucino. 

Przed wojną środkiem tej drogi wokół jeziora biegła granica polsko-niemiecka. Omyłkowe przejście niewłaściwą stroną drogi mogło skończyć się odtransportowaniem przez Niemców do Lęborka (ostrzega przed tym M.Orłowicz w swoim Przewodniku). W Nadolu mini-skansen. 

Za Opalinem skręcamy w prawo jadąc wzdłuż imponujących transformatorów elektrowni. Na kolejnym skrzyżowaniu: w lewo wzdłuż wschodniego brzegu jeziora. Mijamy księżycowy krajobraz dawnej budowy elektrowni jądrowej oraz późniejszych inwestycji strefy przemysłowej Żarnowiec. Trudno oprzeć się refleksji: tak piękny zakątek został zrujnowany dla nieprzemyślanych i chybionych inwestycji... Do niedawna droga ta była przegrodzona rogatkami, przez które strażnik łaskawie przepuszczał według swego widzimisię (a raczej za równowartość butelki piwa). Za Lubkowem przecinamy drogę Puck-Wicko. (w prawo 2 km do Żarnowca) Dalej jazda po betonowych płytach (trwają tam prace drogowe) przez Łąki Żarnowieckie na północ, zbliżamy się do płynącej po lewej stronie Piaśnicy. W odległości ok. 1 km od Dębków można zjechać w lewo na dobre miejsce biwakowe w lasku nad Piaśnicą. Dębki (Dębek): dawna granica z Niemcami, malownicze ujście Piaśnicy do Bałtyku.

Drogę plażą na wschód, w stronę Jastrzębiej Góry i Władysławowa odradzam: w sezonie nieprawdopodobny tłok, za Jastrzębią Górą plażę zalega rumosz skalny z silnie podmywanego klifu. Kamienie uniemożliwiają wręcz jazdę rowerem, również męczące jest przejście pieszo.

Wzdłuż brzegu jedziemy na zachód, szerokie wspaniałe plaże białego piasku, czysta woda. Z reguły nad pełnym morzem klimat jest znacznie ostrzejszy niż nad Zatoką Gdańską; nawet podczas upału wieje chłodny wiatr, nie czuje się operowania słońca, łatwo więc o oparzenie. Silny wiatr stale niesie po plaży drobny piasek, konieczne zabezpieczenie aparatu fotograficznego, korzystne jest posiadanie wiatrochronu plażowego. Jeśli wieje silny typowy wiatr zachodni, warto całą wycieczkę zaplanować w kierunku odwrotnym! Wzdłuż brzegu ciągnie się las sosnowy na wydmach, czasami przylega on do samej plaży. Jazda po pasie mokrego piasku przy samej wodzie nie jest zbyt zdrowa dla roweru. Trzeba wybrać: albo porządnie nasmarować (łańcuch) chroniąc rower przed korozją, ale przylepiając mnóstwo piasku mechanicznie ścierającego tryby. Albo jechać "na sucho" ryzykując szybszą korozję (ja jeżdżę "na sucho"). Możliwość jazdy jest zmienna w zależności od stopnia ubicia piasku, szerokości opon i ciężaru roweru. Bez trudu można zaplanować dystans 25 km, w ten czas wliczone jest dłuższe plażowanie. Szczególnie piękne są długie wieczory w końcu czerwca: nawet o północy nie jest zupełnie ciemno. W rejonie Białogóry i Lubiatowa piękne krajobrazy przy drogach dojazdowych z głębi lądu do tych miejscowości. W rejonie Lubiatowa wyjątkowo dorodne wrzosowiska. Pomiędzy Białogórą i Lubiatowem do morza wpadają dwie strugi; warto zaopatrzyć się w wodę, później nieprędko będzie kolejna okazja. Przy planowaniu zjazdów z plaży warto posługiwać się licznikiem rowerowym; miejscowości są dość daleko od brzegu, na plaży brak jest oznaczeń, poza sezonem można nie napotkać żywej duszy na dystansie wielu kilometrów. W Lubiatowie kilka dalb w morzu, podtrzymujących kabel: są to urządzenia badawcze Instytutu Morskiego. Latarnia morska Stilo od strony plaży jest niezbyt dobrze widoczna; zauważa się ją dopiero po przejściu 2-3 km na zachód. Z Łeby powrót do Lęborka.

Tomasz Pluciński
tomek@chem.univ.gda.pl

F strona główna