**ostatnia aktualizacja 4.6.2017**

SUDETY 2005: GÓRY SOWIE

dalej:  Jaworzyna Śl. - Świdnica - Sobótka - Dzierżoniów - Bielawa - G.Sowie - Walim - Sokołowsko - Mieroszów - Kamienna Góra   14-18 maja 2017

W zeszłym roku nie byłem na Dolnym Śląsku... Trzeba to zaniedbanie choć trochę uzupełnić. A więc 5 dni wokół Gór Sowich; jest to równie malowniczy zakątek, jak tajemniczy i złowrogi. Ale tym razem będzie to wyprawa śladami dawnych linii kolejowych i zabytków, głównie technicznych i przemysłowych.

Wagonem rowerowym (z całym przedziałem dla nas z Muchą), do Jaworzyny Śl. Opryskliwi kolejarze odmawiają pozostawienia tu roweru na peronie. Zostawiam go i tak, i radzę, żeby zadzwonili po policję. Idziemy do parowozowni i muzeum jednocześnie. Stoi tu kilka starych parowozów, w tym amerykański (UNRR-owski). Mamy tylko 20 minut, więc zostawiamy dokładniejsze zwiedzanie na inną okazję. Pogoda kiepska, chociaż ciepło. Wysiadamy w Świdnicy.

Duże miasto, które jest właściwie jednym muzeum historycznym; sporo ładnie odnowionych kamienic, spory ruch. Pogoda coraz bardziej kiepska, więc tylko zwiedzam bogate wnętrze (i równie bogaty zewnątrz) kościoła. Jakiś gorliwy służka kościelny usiłuje wyprosić Muchę poza dziedziniec - bo „na poświęconym terenie...”. Nie słyszał pewnie o Świętym Franciszku... Potem szybko do Kościoła Pokoju.

Po wojnie 30-letniej Cesarz wydał zezwolenia na budowę trzech identycznych kościołów ewangelickich: w Głogowie, Jaworze i Świdnicy (te dwa pozostały jeszcze jakimś cudem niespalone...).

Zezwolenia obwarowane surowymi ograniczeniami: budynki miały być bez wieży, zbudowane tylko z drewna, gliny i słomy, a budowa ukończona w ciągu roku. I w taki sposób powstały zabytki na miarę conajmniej europejską; ogromne budowle (na 7,5 tys. wiernych), z iście nieewangelickim bogatym wyposażeniem wnętrz.

Kiedy byłem kilka lat temu, przykro odczułem tu istnienie enklawy niemieckiej: nie chciano właściwie ze mną rozmawiać po polsku i traktowano ostentacyjnie opryskliwie. Teraz jest na szczęście inaczej. Zamiast opisu odsyłam do stron internetowych www.kosciolpokoju.pl     kosciol@kosciolpokoju.pl  http://www.swidnica-okolice.home.pl/szablon.php?strona=Swidnica//Koscioly//Kosciol_Pokoju//Galeria.php  , a tu tylko zalecam, aby nie pominąć tej ogromnej atrakcji przy wizycie w Wałbrzychu lub Wrocławiu! Deszcz wisi w powietrzu, więc zmieniam plany: na razie pozostawiamy Dzierżoniów i jedziemy w góry w stronę Bystrzycy. Po drodze duży wiadukt kolejowy od dawna nieczynnej linii Świdnica - Jedlina (Głuszyca).

Tu warto wspomnieć, że z Jedliny do Walimia prowadziła F bocznica, która była najdawniej zelektryfikowaną linią kolejową na terenach dzisiejszej Polski.  http://www.kolej.one.pl/~halski/linie/sowiogorska/eulen.htm   Oryginalny elektrowóz z tej linii zachował się w Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. Ładne widoki na góry, od czasu do czasu miłośnicy kolejowi jeżdżą tu drezynami (tak jak u nas w okolicy Kolbud i Krokowej). Nad Zalewem Bystrzyckim

pięknie położony Zamek Grodno,

ale już tam nie jedziemy i odbijamy w góry na Michałkowo i Glinno. W Glinnie dwa kamienne krzyże pokutne wmurowane w ogrodzeniu kościoła. Zaczyna padać i lać; deszcz przeczekujemy przez 3 godziny w obejściu u sympatycznych gospodarzy. Pod wieczór ruszamy w stronę przeł. Walimskiej.

200 przed szosą po lewej drewniany domek letniskowy (niezamieszkały) z obszernym gankiem; to dla nas wymarzone miejsce.

Rano jest już pogodnie, ale u dołu dość gęsta mgła; bardzo ciepło. Podjeżdżamy kilkaset metrów na przeł. Walimską:

regularny biwak-parking: mieliśmy nosa, że tu nie dojechaliśmy wieczorem. Dość stromy zjazd w stronę Pieszyc. W Rościszowie zjazd w lewo kilkaset metrów do kościółka św. Bartłomieja. Jest on położony w wyjątkowo urokliwym otoczeniu, a sam kościół zadbany i odnowiony. Na horyzoncie się znowu chmurzy. W Pieszycach znajduje się okazały F pałac w parku; niestety teren jest ogrodzony, a sam pałac intensywnie remontowany przez prywatnego nabywcę. Podjeżdżamy w rejon stacji dawnej linii Pieszyce Górne:

to najwyższa stacja Pętli Kolei Sowiogórskiej. 

W związku z intensywnym rozwojem przemysłowym regionu po obu stronach Gór Sowich: ośrodków włókienniczych Dzierżoniowa, Pieszyc i Bielawy (Dolnośląskie Trójmiasto) po jednej stronie, a Nowej Rudy jako ośrodka górniczego po drugiej stronie gór, zdecydowano o połączeniu ich koleją. Trudność sprawiał wysoki grzbiet górski. Poważnie studiowano możliwość przebicia tunelu w rejonie przeł. Woliborskiej (stąd właśnie miała oddzielać się ta trasa w góry); ale ostatecznie zdecydowano się na budowę linii okrężnej: u podnóża Gór Sowich do Srebrnej Góry (tu odgałęzienie do Ząbkowic), dalej stromym łukiem pod górę w rejon Twierdzy (odcinek zębaty trasy!), i do Woliborza po drugiej stronie grzbietu. Tam zmiana biegu pociągu i zjazd przez Dzikowiec, Słupiec i Ścinawkę do Nowej Rudy po drugiej stronie gór. A z Nowej Rudy przez węzeł w Ścinawce połączenie do Kłodzka i Wałbrzycha; a na południe przez Tłumaczów do Czech. Niemcy zębaty odcinek ze Srebrnej Góry przez Wolibórz do Dzikowca zlikwidowali jeszcze w latach 30-tych, potem zlikwidowano Kolej Sowiogórską z Dzierżoniowa przez Srebrną Górę do Ząbkowic. A również ze Ścinawki do Radkowa...   http://www.kolej.one.pl/~halski/linie/sowiogorska/eulen2.html   http://www.wuestewaltersdorf.de/de/eule/eulengebirgsbahn.htm
 

W dali widoczne Dzierżoniów i Bielawa, ale w coraz bardziej sinych chmurach. Zaczyna padać, a potem lać. W jakimś przestoju uciekamy w stronę zabudowań i bez pytania lokujemy się pod foliowym namiotem warzywnym. I tak siedzimy prawie 4 godziny w kucki... Po południu mokrą drogą na Dzierżoniów.

Zabytkowy układ miasta, odnowiony rynek, stare mury miejskie, stary kościół z mnóstwem zabytkowych płaskorzeźb,

bardzo zaniedbana synagoga.

Uwaga: jak bardzo do wycieczki po Dolnym Śląsku warto się dokładnie przygotowywać. Bo potem trzeba wracać, aby zobaczyć to, co się przegapiło... Kilka lat temu mieszkaliśmy kilka dni w Dzierżoniowie robiąc stąd wycieczki w (niezwykle interesujące) okolice. Tuż po powrocie do domu TVP nadała program: „Dolnośląska Anatewka”. Już przed wojną był to duży ośrodek osadnictwa żydowskiego. A wkrótce po wojnie w tym rejonie zorganizowano ogromną akcję przygotowania do dobrowolnego przesiedlenia do Palestyny. Władze administracyjne okolicy przejęli niemal w całości Żydzi. I nagle zamiast przesiedlenia przyszła z Moskwy decyzja o odwołaniu projektu... Teraz pozostała tylko owa zdewastowana synagoga.

Jedziemy na Bielawę, ową trzecią część Trójmiasta. Bardzo malownicze otoczenie: zbliżamy się do granatowych zalesionych stoków Gór Sowich. Sama Bielawa jest wielkim skupiskiem budowli i domów przemysłowych w typowym niemieckim stylu „czerwonej cegły” (mocno przybrudzonej).

Interesujący jest ten przemysłowy XIX wieczny charakter miasta. Zbaczamy do dawnej stacji

(na odcinku Dzierżoniów - Bielawa jest najwyraźniej ruch towarowy). Z Bielawy jedziemy nie na Nową Rudę, ale na Ząbkowice/Srebrną Górę. Trasa niezmiernie widokowa: jedziemy mając cały czas po prawej zalesiony grzbiet Gór Sowich.

Zbliża się wieczór, a my nie znajdujemy miejsca na biwaczek. Wzdłuż drogi prawie cały czas jakieś zabudowania, wokół pola uprawne prze które trudno się wydostać na obrzeże. W Rudnicy skręcamy w prawo na Srebrną Górę; jest coraz bardziej pochmurno, chociaż ciepło. Tuż za Jemną zakręt w lewo, za nim zbaczamy w prawo, i niedaleko torowiska dawnej kolei - na skraju boiska wiejskiego rozkładamy się z ortalionem. Już prawie po ciemku jemy kolację na zimno.

W nocy co kilkanaście minut z pobliskiego (wyglądającego na opuszczone) gospodarstwa dochodzi wizgot psa. Rano idziemy tam, i znajdujemy uwiązanego do metrowego łańcucha wrzynającego się w szyję (bez obroży), niewielkiego psiaka. Psiak wyrywa się do mnie; teraz widzę, że jest doszczętnie mokry po nocnym deszczu, nie ma budy, wodę ma poza zasięgiem. Wracam po chleb i resztkę konserwy. Pies jest wychudzony i rzuca się na chleb tak, że prawie gryzie po rękach. Nie pozostaje mi nic innego jak uwolnić psa, i powiadomić właściciela o złożeniu skargi. Wracam jeszcze raz, zabieram kartkę (ciągle nikogo nie ma w zasięgu wzroku). Kiedy po kilku minutach przychodzę, pies jest już znowu uwiązany, a w ogródku krząta się jakiś pan. Staram się zacząć rozmowę bez prowokacji. Dowiaduję się, że pies nie ma obroży, bo to taki diabeł, że każdą obrożę zerwie! Łańcuch ma długi, ale jest tak głupi, że każdy łańcuch zaraz zaplącze - i nie ma na to żadnej rady. Jeść dostaje bardzo dużo, ale pożre każdą ilość jedzenia i nie znać po nim że cokolwiek jadł: takie łakomstwo! Wodę ma, ale to jego wina, że się zaplątał. Spuszczać go z łańcucha nie można, bo natychmiast by go zastrzelił leśniczy z sąsiedztwa. A buda w lecie na cóż potrzebna? Czyli jest jasne, że z tym jegomościem się nie dogadam. Tak więc oświadczam mu, że jest obecnie nowe (europejskie) prawo dotyczące traktowania zwierząt. I że dla swojego spokoju sumienia natychmiast po powrocie prześlę pisma z prośbą o interwencję - i może wkrótce spodziewać się takiej kontroli. O jej wyniku powiadomię w tym miejscu... Wypadki bezmyślnie okrutnego traktowania zwierząt, które widzę czasem w terenie, obciążają moje sumienie - i w najbardziej drastycznych sytuacjach podejmuję próbę interwencji. I zachęcam do tego wszystkich.

Apeluję, aby nie pozostawiać podobnych sytuacji bez reakcji; tylko nasz nacisk może coś zmienić. Należy to robić chociażby po to, aby potem móc spać spokojnie. Podaję więc link do strony, na której znajdziecie listę adresów kontaktowych w sprawach interwencji.   http://www.toz.pl/interwencje.php 

W Srebrnej Górze resztki po dworcu kolejowym; niedaleko rozejście się  torowiska: w lewo stosunkowo niedawno funkcjonujący szlak na Ząbkowice, w prawo w malowniczą dolinę - dawna trasa zębata na Ścinawkę/Nową Rudę (zlikwidowana jeszcze przez Niemców). Jest po deszczu, a trasa pewnie zarośnięta: więc tylko zejdziemy nią kawałek od góry, od Twierdzy. Na razie mamy nadzwyczaj oryginalną zabudowę Srebrnej Góry: w gardzieli wąskiej stromej doliny malownicze dwa kościoły,

wspaniały widok na Kotlinę. Podchodzimy asfaltem stromo w górę. Zabudowania miejscowości niewątpliwie związane są z licznym garnizonem wojskowym. Zwiedzanie Twierdzy proponuję oprzeć na opisie internetowym. Tutaj tylko pokrótce: zbudowana przez Prusaków (Fryderyk II) w XVII w., jest jedną z największych fortyfikacji w tym rejonie Europy.

Miała bronić przejścia przez Góry Sowie podczas wojen austriacko-pruskich oraz napoleońskich. Przerażający ogromem pomnik wszechwładzy sfer wojskowych (podobnie jak Twierdza Kłodzka). Podczas wojny obóz jeniecki. W sumie równie imponujące, jak ponure miejsce... Powyżej rozejścia szlaków na przełęczy skręcamy w prawo w górę; po 5 min. schronisko, a jeszcze kilka minut dalej po prawej niewielki park ze stolikami i wiatami. Niestety: wiaty wąskie i bardzo wysokie: ciekawe przed czym mają służyć, bo na pewno nie przed deszczem... Jeszcze wyżej w prawo odejście na zakątek harcerski: tam zupełnie niezłe miejsce na biwaczek, co prawda bez zadaszenia. Wracamy do szosy. 100 poniżej szosy, po lewej biegnie torowisko dawnej kolei zębatej Srebrna Góra - Ścinawka/Nowa Ruda.

Rowerem zjechać tam najwygodniej następująco: od rozejścia szlaków asfaltem w stronę Nowej Rudy ok. 350 m., tam w lewo gruntową drogą niezbyt stromo w dół ze 300 m. I wyraźnym torowiskiem w lewo kilkaset metrów. Stajemy na pięknym ceglanym wiadukcie nad dolinką,

który nieco przypomina znane Stańczyki. Ok. 30 m niżej drewniana wiata-szałas pokryta deskami. Ponieważ znowu zaczyna padać, sprowadzam rower po schodkach i wskakujemy zadowoleni pod dach. Za wczesna była ta radość: ulewa przechodzi w nawałnicę i po chwili kiepski dach przecieka na wylot. Zanim zdążyliśmy się zorientować, już nas nieźle podlało - i to pod dachem. Rozpinamy pod wiatą ortalion i decydujemy się tu suszyć i spać. W międzyczasie mamy tu grupę młodych ludzi zjeżdżających z wiaduktu na linach. Wieczorem kolacja i radio: mamy długi piękny koncert G. Telemana. Noc ciepła, ale muszę się przenieść na podłogę, bo Mucha marudzi. W tej okolicy w tych samych okolicznościach kilka lat temu napotkałem dwie salamandry; i tym razem miałem okazję do tak niezwykłego kontaktu (nie napiszę jednak dokładnie gdzie).

Kilkanaście minut po 4 rano słychać pijackie krzyki z góry, z wiaduktu. Nadciąga trójka 18-19latków. Wkrótce potem zaczyna to, co dla kretynów jest oczywistością: obrzucanie wiaty z wysokości 30 m kamieniami wielkości sporej piłki.

Trwa to ze 20 minut i niewątpliwie podjudza ich to, że ktoś jest w środku. Gdyby taki kamień trafił w bardziej kiepski fragment słabego pokrycia, przebije go na wylot, a z pewnością jest on zabójczy - gdyby trafił. Podobną rozrywkę uprawiają od czasu do czasu zrozpaczeni nastoletni debile z kładek nad autostradą. Czy gdzieś jeszcze w Europie zdarza się coś takiego? Mucha ucieka w las, i kiedy kretyni odchodzą wreszcie, idę jej szukać. Przy zjeździe widzę ich samochód: wygolone głowy, ryk radia przez otwarte drzwi. Błąd: nie zanotowałem numerów, nie nasłałem policji. A co zrobią następnym razem, pewni bezkarności?

Na razie jedziemy torowiskiem w dół, w stronę Srebrnej Góry: głęboki stromy wąwóz skalny: to tu był ten najbardziej stromy odcinek, w którym działał napęd zębaty.

Kilkaset metrów dalej po prawej, ładne miejsce biwakowe: rozległy widok, stoliki, ale brak daszku. Jeszcze ponad kilometr dalej jest drugi podobny wiadukt, a wcześniej drewniana wieża widokowa. Wracamy na Przełęcz Srebrną: nad nią wiadukt. Po drugiej stronie rozległe piękne widoki na zbocza i górskie łąki Gór Sowich.

Aż do Woliborza trasa jest bardzo widokowa; sporo miejsc biwakowych. W Woliborzu budynek dawnego dworca kolejowego: tu kiedyś przeciągano zębaty parowóz na drugą stronę pociągu

i następował zjazd do Ścinawki/Nowej Rudy.

W Nowej Rudzie idziemy z psem zwiedzać dawną kopalnię Piast.  www.kopalnia.pnet.pl  Trochę uciążliwy podjazd w rosnącym upale w stronę Wałbrzycha. Tuż przy wylocie tunelu w Świerkach lokujemy się w cieniu i czekamy na okazję na sfilmowanie pociągów.

Potem jazda do Głuszycy

(w prawo odejście w rejon udostępnionych sztolni Osówka, Włodarz, i nieco dalej Rzeczka w Walimiu).

To ponura strona Gór Sowich: do dziś krążą najbardziej fantastyczne opowiadania o celu drążenia tych gigantycznych podziemnych sztolni, o ich kamuflażu, o wjechaniu pod koniec wojny pod ziemię 400 ciężarówek z ładunkiem, o sadzeniu zakamuflowanego lasu w betonowych donicach, o pilnujących do dziś tych obiektów ludziach z Werwolfu, o Bursztynowej Komnacie, broni atomowej, kwaterze Hitlera, wyrzutniach broni antygrawitacyjnej... My jednak w Głuszycy skręcamy w drogę w lewo w Kotlinę Kamiennogórską. Mam do niej sentyment: prowadzi zacienioną aleją umiarkowanie pod górę;

w Rybnicy otwiera się raptownie szeroki widok otoczenia stromych kop Gór Wałbrzyskich,

a na horyzoncie na pozostałe pasma; a wszystko w górskich zielonych łąkach Kotliny. Przed Unisławiem pęka mi z hukiem szprycha: z takim obciążeniem nie mogę jechać dalej. Korzystam z imadła w pobliskim gospodarstwie, po pół godzinie babrania w smarze cofamy się kilometr i rozstawiamy ortalion na skraju łąki po sianokosach.

Czerwone słońce zachodząc za grzbiet Rudaw.

Rano zbaczamy do Sokołowska;

tam zdzwaniam się z Fredem w Kamiennej Górze. A na razie dokumentuję rozpaczliwy stan zabytkowego uzdrowiska: pierwszego sanatorium gruźliczego na świecie.

Zaniedbania zaczęły się jeszcze bodaj w 1953 roku od zamoknięcia ścian.

Potem uniemożliwiono zagospodarowanie obiektu jako ośrodka wypoczynkowego dla górników: rzekomo w trosce o zagrożenie okolicy gruźlicą. A po przełomie padł on ofiarą pozbywania się rzekomo zbędnej infrastruktury. Ten stan można usprawiedliwiać w jakikolwiek sposób, jednak nie zmienia to faktu ruiny. Według sugestii miejscowych, historia tej prywatyzacji ma typowe cechy skandalu. Na tabliczce nazwisko: obiekt prywatny właściciel Paolo Callegavii, Włochy. Nie lubimy bardzo, kiedy Niemcy pogardliwie nazywają to: „Polnische Wirtschaft”.

A może znacie inne określenie? W Mieroszowie okazuje się, że o dziwo, jeszcze dwie pary pociągów jeżdżą pomiędzy Wałbrzychem, a Mezimesti. To najwygodniejsze połączenie do Adrspachu - zupełnie niezwykłej atrakcji - Skalnego Miasta tuż za granicą w Czechach (nie omińcie go będąc w okolicy!).

Za Mieroszowem równie atrakcyjny podgórski krajobraz (liczne biwaczki). W lewo odejście drogi na Chełmsko i Lubawkę: bardzo polecam tę trasę ze wspaniałym kościołem w Chełmsku i pięknymi Górami Kruczymi. My skręcamy w prawo na Kochanów. W Kochanowie jedziemy za znakami kilkaset metrów do Stołu Sędziowskiego: to zabytek średniowiecznego prawa.

Kamienny płaski stół z kamiennymi siedzeniami. Ten kamienny stół skłania do refleksji... Tu zapadały wyroki, tu rozgrywały się ludzkie tragedie.

Nawet w dzisiejszych, rzekomo ukulturalnionych czasach, zdarzają się częste niesprawiedliwości w majestacie prawa. Dlatego jestem głęboko przeciwny przywróceniu najdrastyczniejszej z kar. I żadne badania opinii publicznej w takiej sprawie nie mogą tu być miarodajne. Bo o sprawach tak ważnych nie można pytać zwykłych ludzi - którzy są po prostu zbyt nieodpowiedzialni. Wystarczy zresztą podsłuchać w pociągu przypadkowych rozmów, aby przerazić się prymitywizmem ludzkiego myślenia... Ale zdecydowanie obstaję przy rygorystycznym egzekwowaniu istniejącego już prawa. I bezwzględnemu położeniu kresu powszechnemu zdziczeniu, schamieniu i nieuczciwości w tym społeczeństwie - bo jest to już ostatnia chwila (powstrzymam się tu od wskazania swoich sympatii wyborczych). Niedopuszczalny liberalizm w wymiarze sprawiedliwości sprzed kilku lat - paradoksalnie - spowodował ten obecny wzrost krwiożerczych nastrojów społecznych.

W Gorzeszowie jedziemy boczną lewą odnogą asfaltu: tam kilka starych typowych dolnośląskich figur przydrożnych. Skręcamy 2 km w lewo gruntową drogą, do rezerwatu Głazy Krasnoludków. Podobno od tego miejsca zaczynają się Góry Stołowe. W lesie podcięte strome skałki o oryginalnych formach; liczne biwaki na wspaniałej trawce. Wracamy do głównej drogi i jazda na Krzeszów.

Nie wszyscy zapewne lubią barok, ale ten imponujący zespół pocysterski robi duże wrażenie;

wspaniałe wnętrze, zapach historii. Pędzę na wieżę, skąd wyjątkowy widok

okolicy pomimo upalnej mgiełki. Z drogi na Kamienną Górę w dali za malowniczymi zielonymi łąkami panorama Karkonoszy

z sylwetką niebieskawej Śnieżki. Kamienna Góra jest malowniczo położona,

pełna zabytków, z bogatą historią.

Zjeżdżam do Freda, gościna jak zwykle ujmująca; siedzimy z gospodarzem do 2 w nocy przy zastawionym stole: mamy jak zwykle mnóstwo do omówienia.

Rano znowu gorąco; jedziemy w stronę Sędzisławia;

godzinka czekania w cieniu na trawie, potem pociąg do Wałbrzycha. Nie mogę ot, tak po prostu wsiąść w pociąg do domu; czekamy na pociąg z Legnicy do Kłodzka. To jedna z najpiękniejszych tras kolejowych w Polsce: wspaniałe rozległe widoki na doliny i pasma Gór Wałbrzyskich, Sowich, Stołowych; liczne tunele, kilka wysokich wiaduktów; i niestety: mijanych po drodze smutnych ruin dworców i nastawni kolejowych.

Oczywiście linia ta jest od wielu lat oczkiem w głowie Władz Kolejowych; nad linią od lat wisi realna groźba jej likwidacji. Kiedy wreszcie Władze PKP staną przed sądem za sabotaż: za stan, do którego doprowadziły Polskie Koleje? Trasa rzeczywiście piękna, robię użytek z nowego mojego nabytku: kamery wideo. W najciekawszym miejscu, z którego otwierają się piękne widoki w stronę Radkowa i płaskiej wierzchowiny

Gór Stołowych w niebieskawej dali - wyczerpuje się akumulator.

Z Kłodzka do Gdańska jedziemy w pustym przedziale.

Po drodze mijamy Kamieniec Ząbkowicki z pałacem na tle gór Złotych

Henryków i Ziębice

Stary wrocławski dworzec

A już o świcie Żuławy w porannych mgłach


LITERATURA
http://sowirower.pwii.pl/noclegi.htm strona rowerowa o Górach Sowich: opisy tras, stare zdjęcia
http://www.zzg.org.pl/zec/Kociol4.html wakacyjne wędrówki: Sudety Środkowe
http://www.sudety.it/index/miejscowosci/ID,152 Srebrna Góra, mapka
http://www.kolej.one.pl/~halski/linie/sowiogorska/eulen.htm historia Kolei Sowiogórskiej
http://www.ga.com.pl/srebrnag.htm widoki Srebrnej Góry   ( http://www.ga.com.pl/dolnysla.htm    i Dolnego Śląska)
http://www.srebrnagora.com.pl/1bbb.html Srebrna Góra na zdjęciach starych i nowych
http://www.neurode.private.pl/ Neurode - Nowa Ruda wczoraj i dziś
http://www.eksplorator.os.pl/5.htm Srebrna Góra - skarby
http://zamki.res.pl/pieszyce.htm pałac w Pieszycach;   http://zamki.res.pl/grodno.htm zamek Grodno  ("Zamki w Polsce")
http://dolnyslask.org/sztolnie/kwwnoru.html kopalnia węgla w Nowej Rudzie
http://sowirower.pwii.pl/ strona rowerowo-Sowia
http://www.rowery.huculy.strefa.pl/ opis wycieczki rowerowej
http://www.pagaz.com.pl/krzeszow/index.html wycieczki w okolicach Krzeszowa
ftp://mapy.ziomal.org/mapy/NieWiemGdzieWstawic/mapa-riesengebirge-50000-1940.jpg piękna stara mapa Karkonoszy
ftp://mapy.ziomal.org/mapy/mapy_inne/drogowe/Wegekarte_vom_Eulengebirge_37.5k_(Walbrzych_Dzierzoniow)/ stare mapy Gór Sowich

 

Jaworzyna Śl. - Świdnica - Sobótka - Dzierżoniów - Bielawa - Pieszyce - G.Sowie - Walim - Głuszyca - Sokołowsko - Mieroszów - Kamienna Góra   14-18 maja 2017

Inne wycieczki w okolicy
http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/agatowe
http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/dolinabaryczy
http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/czeskiraj

https://www.youtube.com/watch?v=vT10ySzK9zE G. Sowie

Tu schemat szlaku, na ogólnodostępnej mapce OpenStreet

Mam w pamięci boską wiosnę na Dolnym, podczas objazdu z chemiczną misją dydaktyczną (F maj 2013). Teraz będzie to niemal dokładna powtórka wycieczki sprzed 12 lat, opisanej nieco wyżej.  Po ślimaczącej się paskudnie wiośnie ładuję pieska z rowerem do pociągu. Niby polepszyło się po tych 12 latach, ale przewóz rowerów jest niewygodny: ciasno, niewygodne mocowanie roweru, gorąco i światło całą noc w bezprzedziałowym wagonie. Rano w Jaworzynie upał, niepotrzebnie zabrałem zbyt wiele ciepłych łachów. Parowozownia jeszcze zamknięta. Po zakupach w Biedronce jedziemy w stronę Sobótki, na razie do Bagieńca.

Niewielka wioska z bardzo oryginalnym zameczkiem na wyspie, niestety w stadium ruiny rzekomo remontowanej. Malownicze stawy rybne. Wiśniowa: pałacyk; w Świdnicy lustracja Kościoła Pokoju;

w zbierającej się burzy jedziemy w stronę masywu Sobótki mając w pamięci wiaty w Tupadłach/Sulistrowiczkach.

Na pobliskich parkingach ponad setka samochodów, przy wiatach tłumy grillowców. Jedziemy do Sulistrowiczek; także i tu tłumy, a pogoda robi się kiepska - więc wracamy powoli na Tupadła, czekamy aż się opróżni i rozstawiamy się pod bardzo brudną wiatą; kompletny dyskomfort psychiczny. Nigdy w weekend to nie zjeżdżajcie. Ranek już słoneczny, z Sulistrowiczek gruntową drogą podjazd i zjazd w stronę Dzierżoniowa cały czas pomiędzy żółtymi polami kwitnącego rzepaku, w odurzającym słodkim zapachu.  Na stoku krawędzi wierzchowiny są niezłe miejsca na biwak w licznych ambonach, z rozległym widokiem na góry. 

Dzierżoniów odnowiony, prezentuje się okazale, w prześwicie spadzistych uliczek panorama gór Sowich. Ruch Kolei Dolnośląskich.

Ruchliwym traktem jedziemy na Bielawę, niestety prawie nic nie zostało z starego poczerniałego budownictwa przemysłowego... W Pieszycach odbudowujący się pałac ciągle jest niedostępny. Odrestaurowuje go w imponujący sposób milioner polskiego pochodzenia.

https://www.youtube.com/watch?v=7GHzzTLk8pU      https://www.youtube.com/watch?v=FNaaY0o1hz0    pałac Pieszyce

Popołudniowym upałem wleczemy się asfaltem w stronę przeł. Walimskiej; po zimowych chorobach kondycja tak bardzo kiepska, że większość drogi prowadzę rower z psiskiem (15,5 kg).

Coraz piękniejsze widoki, aż w rejonie odejścia drogi na Glinno, po prawej wspaniała płaska łąka skusiła do biwaczku z widokiem na płaski szczyt Wlk. Sowy z charakterystyczną wieżą.

Podchodziłem tam kiedyś od drugiej strony. Miejsce niestety przyciąga różnych samochodowych nocnych amatorów. Czy aby nie z Werwolfu (przecież do dziś nocami pilnują tego rejonu)... http://natemat.pl/178587,werwolf-fanatyczni-wilkolacy-himmlera-to-oni-strzegli-legendarnych-skarbow-iii-rzeszy

Rano zjazd do Walimia; bardzo smętne wrażenie rozwalonego zespołu dawnych zakładów lniarskich i dogorywającego miasteczka.

Podjeżdżamy do dawnego dworca kolejowego: to była pierwsza na teraźniejszych polskich ziemiach zelektryfikowana linia kolejowa... Nie zwiedzamy żadnej z pobliskich dawnych sztolni (Walim, Rzeczka, Włodarz, Osówka); nie bardzo chcę jechać okrężną drogą na Głuszycę, więc wybieram drogę na skrót; podejście asfaltem jest jednak tak strome, że jednorazowo pcham rower z psem po 20 kroków i muszę chwilę odpoczywać. Dłuższy postój robimy już u dołu, przy sztolni Osówka. W Głuszycy zakupy biedronkowe, podjazd w kierunku Rybnicy. Ale ostatni kilometr znowu prowadzę. Kiedy jesteśmy już kilkaset metrów przed Rybnicą, przed jednym z domów stoi sympatyczna dziewczyna, jakby na nas czekała. I gdy już dochodzimy, podchodzi do jezdni: czy  moglibyśmy zajechać do nich chociaż na chwilę w odwiedziny? Okazuje się, że wyprzedzała nas kilka minut temu samochodem, poznała po charakterystycznym pojemniku dla psa, skojarzyła z opisami turystycznymi w Necie - i zrobili tu z mężem na nas miłą zasadzkę. Gościna przy stole. 

Po takim kolejnym dowodzie popularności mam chwilę wyrzutów sumienia, czy nie zbyt bezceremonialnie narzekam w opisach na to co mnie denerwuje w terenie. Ale wystarczy żebym wszedł na peron kolejowy aby takie skrupuły minęły. Bardzo lubię połataną kiepską drogę z Rybnicy do Unisławia, z malowniczymi drzewami na tle zielonych łąk i ostrych pagórów Gór Wałbrzyskich.

I dalszy odcinek w stronę  Mieroszowa. W Sokołowsku bez trudu odszukuję wiatę niedaleko masztu meteo. Wiata nosi ślady bytności miejscowej dziczy: sterty butelek po piwie, wszechobecny brud i śmiecie, powyrywane belki na opał ogniska.

"Radość o poranku": bajkowy, w słońcu i pięknym górskim otoczeniu. Psia radość...

Resztki świetności uzdrowiskowej Sokołowska,

sanatorium w postępującej, nieodwracalnej już chyba ruinie. Z niewiadomych intencji na murze ruin umieszczono dumnego piastowskiego orła; kpina czy bezmyślność...

Bo przecież  niemieckie zabytkowe sanatorium nie ma nic wspólnego z Polską - chyba tylko doprowadzenie do ruiny; ale po co to podkreślać? W Mieroszowie w upale wychodzimy na wieżę widokową skąd wspaniała panorama w dzień pogodny...

Krótka lustracja kolejnej wiaty koło Różanej. W Kochanowie okrążamy duże latyfundium i odwiedzamy średniowieczny F Stół Sędziowski.

Zjazd po południu do Głazów Krasnoludków. Rzeczy pozostawiamy pod jedną z wiat i siedzimy w resztkach słońca 20 m obok. W pewnym momencie na polanie pojawia się sympatyczny lisek, przysiada sobie na pupie, spogląda miłą mordką, aż chciałoby się go pogłaskać, taki oswojony. Nie reaguję; a w kilka minut później widzę jak lisek biegnie do lasu, a z pyska zwisa mu coś zielonego.

To moja podręczna torba którą w dwóch susach błyskawicznie porwał ze stołu. Jedyne co mogę zrobić - to fotografia. W torbie były trzy bułki na śniadanie oraz dwa ochronne usztywnienia na łapkę Suni. Jakie szczęście, że przedtem wyjąłem z torby dokumenty oraz Garmina!

To już trzeci wypadek rabunku przez lisa w mojej karierze, więc ostrzegam. Bo lisy są nieprawdopodobnie bezczelne, potrafią zmylić swoim niewinnym zachowaniem, a atak jest błyskawiczny po uprzednim precyzyjnym zlustrowaniu miejsca. Raz w nocy lis porwał mi do lasu pojemnik z kotlecikami (odnalazłem nieotworzony, zjadłem),  innym razem zaatakował dwukrotnie ładunek pod tropikiem namiotu, podczas naszej obecności. A tutaj zapewne ten sam lis trzy lata temu w nocy wybebeszał zawartość śmietników mimo świecenia mu latarką w oczy. Jeśli biwakujecie w miejscach często odwiedzanych (szczególnie przez grillowców) - bagaż trzeba bardzo starannie chronić.

Rano w Krzeszowie skręcamy na Grzędy,

gdzie zaznaczone jest obiecujące rozlewisko. Rzeczywiście miejsce nadaje się na biwaczek, byle nie w weekend (bliskość Wałbrzycha). Do Kamiennej Góry jedziemy przez Czarny Bór, interesujący widok na miasto, ze Śnieżką w tle, z płatami śniegu.

W Kamiennej Górze odwiedzam Freda; stwierdzam potrzebę zmotywowania starszego pana do większej dyscypliny organizacyjnej, bo u 80-latków łatwo o proces demobilizacji życiowej (u 70-latków zresztą także). Odwiedziny u rodziny jeszcze jednego z braci; mam do nich wielką sympatię - ech, ta Kamienna Góra...

Po 2 dniach jazda na Marciszów drogą, która jest koszmarkiem: wąska, z wyjątkowo chamską jazdą kierowców; z przeciwka jeden z nich wyprzedza przy ciągłej linii i jedzie wprost na mnie, idąc na czołowe zderzenie; ratuję życie zjazdem niemal do rowu! Kilka minut później, przy próbie podpompowania koła łamię plastikową pompkę! To koniec wycieczki, na szczęście niedaleko do Sędzisławia, skąd po godzinie mamy KD do Jeleniej, i wieczorem powrót do domu dobę wcześniej niż planowałem.

Bardzo udany wypad; wspaniała zielona wczesna wiosna, oślepiająco żółte pola rzepaku. Trzeba na przyszłość jeździć tu w maju lub kwietniu, a nie latem. Koleje Dolnośląskie są w etapie ekspansji, połączenie na Trutnov funkcjonuje,

ruch na stacji w Jeleniej duży. Coś jakby stagnacja w regionie się kończyła? Ale ten umierający Walim...

 

 

Tomasz Pluciński 
nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F

strona główna

F

strona z indeksem opisów turystycznych