BAGNA BIEBRZAŃSKIE: JEGRZNIA, EŁK, BIEBRZA.  z RAJGRODU do OSOWCA   1-5 maja 2015     

**ostatnia aktualizacja 27.10.2015**

niżej: NIEUDANY KAJAK PO BAGNACH BIEBRZAŃSKICH         31 lipca 2010

Parę lat temu poddałem się (ale uratowałem życie, kajak i Milę; opis niżej) z próby wpłynięcia od strony Prostek i Dębca. W tym roku chcę spróbować bez sztuczek - z Rajgrodu, i dalej kanałem Woźnawiejskim. Lektura BPN oraz korespondencja jest zniechęcająca: kan. Woźnawiejski jest zamknięty bo kończą układanie kilku progów mających podpiętrzyć i przywrócić to co kilkadziesiąt lat temu zniszczono w ramach socjalistycznej przebudowy rzeczywistości… Gorąco zachęcam do obejrzenia Konopielki (scena z „Panem Delegantem”, od 20 minuty filmu).

https://www.youtube.com/watch?v=OYe5NK9mUoQ

Zabieramy dwa składaki na samochód zaprzyjaźnionej od lat Marysi która ma wiele fantazji turystycznej (bo inni wypróbowani przyjaciele tym razem małodusznie odmówili: za daleko…). Rozkładamy sprzęt nad jez. Rajgrodzkim u przyjaznych gospodarzy. Pierwsza przenoska na moście w Rajgrodzie.

 

 

 

 

 

Początkowo Jegrznia jest mało malownicza. Przy przenosce na młynie Wojdy gwałtownie psuje się pogoda, chowamy się w ostatniej chwili pod luksusową wiatą z tapczanem. Siedzimy tam z półtorej godziny i popełniamy typowy grzech niecierpliwości, bo już na Dręstwie dopada nas porządny deszcz. Teraz już nie ma czego żałować i w takim ciągłym opadzie płyniemy jeszcze z pół godziny, rozkładamy mokry biwak na brzegu we wsi Podjezioro (Woźnawieś). Rano słońce, i po dokładnym suszeniu spływamy. Mijamy dalej zakątki zagospodarowywane przez pasjonatów. Początek Parku.

 

Ale wielki w tym bałagan. Do miejsca płacenia mamy pieszo z półtora km; nie będziemy iść. A przecież wystarczyłaby skrzynka albo na pieniądze (widziałem takie w Parkach w Arizonie i Colorado; to jednak niemożliwe w tym moim zdziczałym kraju) albo na karteczkę ze swoimi danymi i deklaracją opłacenia po powrocie. A tablice informacyjne przy moście Kuligi jak najbardziej sugerują możliwość spłynięcia Kanałem Woźnawiejskim! Ależ bałagan.

 

U rozejścia decydujemy jednak praworządnie na skręt w Jegrznię, zaczyna się typowy krajobraz słabego nurtu wśród niekończących się trzcin.

 

 

 

 

 

 

Ostre słońce, ale chłodnawo. Sporo ptactwa, ale jeśli się chce przyjechać tu na ptasie obserwacje, to należy raczej robić to z brzegu, z przewodnikiem. Z prawej wpływa Ełk; to jakieś 300 m po prawej utknąłem przed paru laty beznadziejnie w trzcinach, po potężnej ulewie, w upale i szaleństwie atakujących bąków. Rozkładamy się po kilometrze na prawym brzegu przy ścieżce i czerwonym szlaku Kutalino - Dębiec. Noc chłodna.

 

 

 

Rano podjeżdża samochodowy patrol BPN, sympatyczna rozmowa. Trasa przez trzciny ciągle dość monotonna. U dolnego krańca Kanału Woźnawiejskiego decydujemy się jednak na wpłynięcie w niego, pod dość bystry prąd.

 

 

 

Jest dość wąsko, po ok. 700 m zwalone drzewa, nie ma wielkiego sensu próbować dalej przeprawy, przed nami las, a strażnicy sugerowali, że to najbardziej malowniczy fragment. Trudno, spóźniliśmy się. Szeroka Biebrza, rozkładamy się pod wieczór na lewym brzegu, jakieś 5 km przed Goniądzem.

 

 

 

 

W Goniądzu zwiedzamy stanicę wodną, spływamy do Osowca. Dawny kemping w stanie ruiny, wracamy pod wiatr w mulisty opływ którym mamy nadzieję wjechać na teren Twierdzy. Kanał kończy się zwalonymi drzewami, progiem i tablicą zakazu.

 

 

 

Zostawiamy kajaki i pieszo idziemy brzegiem mijając bunkry. Teren twierdzy bardzo silnie zarośnięty. Wracamy w rejon mostu drogowego, w bazie wędkarskiej składamy kajaki, ja zostaję ze sprzętem a Marysia ma przywilej wielogodzinnej wyprawy do Rajgrodu po samochód. Nocujemy kilometr dalej, na terenie Fortu II Twierdzy Osowiec. Sama Twierdza jest co prawda dostępna do zwiedzania, ale siedzi tam wojsko, więc trzeba wcześniej zgłaszać i opłacać przewodnika na minimum 2-godzinną trasę; wyjdzie to ok. 100 zł, rezygnujemy. Za to potężnie rozbudowane umocnienia Fortu II są dostępne.

 

 

 

 

Namioty rozkładamy na trawiastej polance w lasku niedaleko bunkra. Ależ cudownym miejscem jest las, po dwóch dniach trzcinowej monotonii… Słowiki spać nie dają.

Plany powrotu pierwotnie uwzględniały Rypin, więc jedziemy w stronę Łomży, przez Jedwabne. W miasteczku pieszo idziemy do pomnika.

 

Wojenny ponury epizod do dziś budzi emocje. Mam takich znajomych, którzy nie przyjmują do wiadomości całej paskudnej aury tragedii, próbując za wszelką cenę zrozumieć i wytłumaczyć lub zanegować udział Polaków w zbrodni. Może da się i zrozumieć tamte ich emocje, poprzedzającymi je zdarzeniami, ale w żadnym wypadku nie da się niczym usprawiedliwić współuczestnictwa w zbrodni. Przy odsłonięciu pomnika ówczesny Prezydent zachował się po prostu przyzwoicie (na tablicy dodałbym jednak wyraźny identyfikator kto w tamtej zbrodni uczestniczył…). A na skwerze na rynku jest inny pomnik upamiętniający wcześniejszą wywózkę Polaków na Sybir, w czym pomagała druga strona. To zresztą było punktem wyjścia ciągu zdarzeń. Obie tablice zawierają niedomówienia z którymi obraz wydarzeń jest niepełny. Obie stanowią konfrontację.

 

 

 

Ależ ponuro zagmatwana historia… Do poniższego opracowania też można mieć zastrzeżenia.

http://www.sztetl.org.pl/pl/article/jedwabne/13,miejsca-martyrologii/7738,jedwabne-miejsce-pogromu-z-1941-r-/?gclid=CIXJlMSpiscCFcf7cgods7YFmg

Jednak takich drastycznych epizodów w moim narodzie jest niewiele, w odróżnieniu od wielu naszych sąsiadów. Gdyby jeszcze nie było tego codziennego chamstwa, agresji, prymitywizmu, dewastacji, złości, bezmyślności, łatwości manipulowania…

 

Na chodniku obok jezdni leży piesek, w kiepskim stanie, który odwraca się na grzbiet i pokazuje mi bezwładną łapkę… Pogłaskaliśmy go tylko sądząc, że ma właściciela w sąsiedztwie. Popełniłem paskudny grzech zaniedbania nie sprawdzając tego - i obraz tych proszących psich oczu prześladował mnie długo… To kara za grzech poniechania. O mało nie straciłbym przez swoją głupotę życiowej miłości. Ale był dwa tygodnie potem Ciąg Dalszy

 

 

 

 

NIEUDANY KAJAK PO BAGNACH BIEBRZAŃSKICH         31 lipca 2010

 

Od dawna wybierałem się na Bagna Biebrzańskie. Próby znalezienia towarzystwa na kajak nieudane. Mam mało czasu, więc wyszukuję wariant z którego jestem dumny: PKP za Ełk do Prostek, wodowanie na rzece Ełk, spłynięcie kilku km i przenoska na Jegrznię, kilka km pod leniwy zapewne prąd, Kanałem Woźnawiejskim na bagna; dalej do Biebrzy i powrót z Osowca PKP. Odczuwam jakieś swędzenie w plecach, więc pytam o realia tego wariantu na grupie kajaki.pl. Bez odpowiedzi. W Prostkach wysiadamy pod granatowiejącym niebem, zakupy - i na wózeczku transport składaka do rzeki ok. 1 km. Nie zdążyłem złożyć kajaka jak lunęła pierwsza nawałnica. Ulewa wracała jeszcze ze 2 razy zanim zwodowaliśmy okręt. Po 2 km kolejną ulewę przeczekujemy pod drzewem. Nie dopływając do Grajewa rozstawiamy się na kiepskim brzegu, w popłochu przed kolejnym deszczem. Noc mokra. Rano komórka nie działa, więc szukamy ratunku w Grajewie, bezskutecznie. Jakieś 5 km za Szymanami rekonesans w Modzelówce N53o36,165'   E22o34,560'. Długo chodzimy z Milą po podmokłych łąkach, ale jakoś rzeki nie umiemy wypatrzyć. W leśniczówce karmią nas ponurą prawdą: Jegrzni nie ma, bo od dobrych 15 lat nie oczyszczano nurtu, koryto doszczętnie zarosło na wiele kilometrów, i woda przesącza się pod ziemią. Żadnej możliwości podwiezienia nie mają… Trudna rada: płyniemy ok. 1,5 km bardzo uciążliwie na N oczyszczonym nieco tylko kanałem; w zabudowaniu w Wykowie znajduję gospodarza który podejmuje się przewiezienia traktorem rozłożonego na drabiniastym wozie składaka. Po ulewach okolica jest pod wodą, będzie to z 10 km, za 100zł. Aż przysiadłem z wrażenia, ale mam do wyboru: albo zaakceptować rozbój, albo wracać do domu. Jedziemy w upale. W miarę zbliżania się do rzeki błoto coraz okropniejsze. Chcę zwodować nie na Jegrzni, ale już na Kanale Woźnawiejskim. Traktor grzęźnie jakieś 300 m od rzeki, tuż obok kanału potężnie zarastającego trzciną. No, te 300 metrów przecież jakoś przepchnę…  Wyładowuję okręt, traktorzysta z bezwstydnym łupem w kieszeni podejrzanie śpiesznie zawraca. Ja idę spenetrować przeciągnięcie kajaka łąką do rzeki, te 300 m. Koszmarna łąka jest pod wodą, bagniste brzegi uniemożliwią wodowanie. Upał i hordy oszalałych atakujących ślepaków. Kiedy wracam, Mili nie ma! Pierwszy raz widziałem psa w panice wkopującego się pod ziemię. Kto stworzył to kąsające wściekłe skrzydlate draństwo?! Wodowanie na kanale bardzo trudne. O użyciu wioseł nie ma mowy, przeciąganie ręczne skuteczne na odległość ok. 40 m. Dalej zarośnięta ściana trzcin. Teraz już tylko marzę o powrocie tych 40 m do miejsca nadającego się do wyjścia z życiem na brzeg, i o uratowaniu kajaka. W upale wyciągam na brzeg kajak i w dzikim tańcu św. Wita oganiania się od ślepaków, rozstawiam namiot N53o36,120'  E22o39,920' naprzeciw nieistniejących zabudowań Dębiec. Zlany potem, z kołaczącym sercem długie godziny czekania na wieczorny chłód w tej namiotowej pułapce. Mglistym chłodnym świtem póki ślepaki jeszcze śpią, szybko składam kajak i z Milą podbiegamy gonieni przez insekty, 3 km do zabudowań wioski Sołki. Mili gospodarze podejmują się ewakuacji sprzętu i podwiezienia do Grajewa. Trzeciego dnia jesteśmy w domu. Najbardziej nieudany spływ w życiu, wydane krocie na transport, urwany dolny bolec wspornika steru. Gdybym jakimś cudem zwodował kajak na zarośniętej Jegrzni, to nikt by mnie nie mógł ewakuować i kajak bym stracił. Pamiętajcie aby na bagna Biebrzańskie wpływać albo od strony Rajgrodu-Jegrzni (jeśli jeszcze i tutaj nie zarosła), albo Augustowa.   

 

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna