ZIEMIA DOBRZYŃSKA I CHEŁMIŃSKA:   Toruń – Golub Dobrzyń – Kowalewo – Chełmża – Ostromecko – Chełmno - Świecie    17-20 maja 2007

 

Prognozy pogodowe zachęcające; w czwartek po obiedzie jadę do Torunia: zaległa wizyta imieninowa u Zosi, oraz sentyment do dawno nie odwiedzanych rejonów Pomorza. Koleją żelazną do Laskowic: koszmarny zestaw towarzystwa z przedziału bydlęcego: wszystko pod siebie, kłęby tytoniowego smrodu, piwo i towarzyszące mu dialogi, które opisywałem już przy F innej okazji (proszę nie mieć żalu o drastyczne określenie, bo sami bywalcy tego przedziału nazywają go: „stajnia”). To po pracy wraca do domu miłe towarzystwo z Pelplina, Morzeszczyna i Smętowa... Ależ nieporozumienie: Polacy w Unii Europejskiej! W Laskowicach przesiadka w autobus szynowy z Czerska (i Tlenia) do Torunia. Przez lasy Szwajcarii Rulewskiej do Grudziądza, i dalej przez wiosenną zieloność: urokliwe Kornatowo, Chełmżę. Do tej pory albo padało, albo lało; przed Toruniem zaczyna się wypogadzać. W Toruniu chłodny wilgotny zmierzch i bujna zieleń; teraz zauważam starą sympatyczną zabudowę wzdłuż Szosy Bydgoskiej; piękny wieczór. Siedzimy z trzema dziewczynami do późna w nocy.

 

 

 

Rano wizyta w przybytku artystów UMK (przypominam, że zaanektowałem sobie kiedyś tytuł „Mecenas Sztuki”); pogoda kiepskawa, ale jadę - najpierw na Złotorię. Toruń ma ogromny urok: starówka jest ładnie odnowiona, stale wypełniona sympatycznym tłumem: tak samo w Krakowie, a bardzo brak tego w Gdańsku. Św. Jan chwilowo zamknięty, św. Jakub oczekuje chyba remontu: wspaniałe pachnące tradycją kościoły. Po drodze wiele ładnych zielonych terenów na skarpie nadwiślańskiej. W Złotorii zjazd do ujścia Drwęcy: tu ruina zamku wśród bujnej zieleni.

 

 

 

 

Pogoda ciągle niepewna: silnie zachmurzone niebo, od czasu do czasu pokropuje, ale jest ciepło. Uruchamiam i testuję GPSa: dokładność lokalizacji znakomita: z reguły 4 m, w gęstym lesie w dolinkach spada do 7-8 m, kompas/drogowskaz działa doskonale; do pełni użyteczności muszę wgrać mapę. Niestety pobiera toto sporo prądu: zestaw akumulatorków wystarcza na niecałe 2 dni ciągłej pracy. Przez Lubicz (tu dawna granica pruska)

 

 

Łążyn na wschód; przed Zębowem mogiła z wzruszającym napisem:

A(nno). 1831 dotkliwemi klęskami kraju dotknięty

widział trzecią część mieszkańców tej włości zarazą śmiertelną

cholera morbus dotkniętą

której kości w tem miejscu spoczywają.

 W miarę zbliżania się do Golubia polodowcowy teren staje się coraz bardziej urozmaicony. Golub-Dobrzyń był kiedyś dwoma miastami (d. Gołąb), ślady tego pozostały w zdublowaniu charakteru zabudowy.

 

 

Charakterystyczne sylwetki kościołów i Drwęca, nadają charakter jego panoramie. No i dominujący akcent: zamek nad miastem - jeden z piękniejszych.

 

 

Smętne resztki dworca zamkniętej linii kolei żelaznej z Kowalewa do Brodnicy. Uratowanie zamku zawdzięczamy działaniom zapaleńców z PTTK; panorama miasta w dole jest niezrównana.

 

 

 

 

 

 

W Golubiu resztki żydowskich malowniczych zaułków

 

 

Czas myśleć o biwaku: oczywiście gdzieś wzdłuż Drwęcy (kiedyś miałem z Muchą piękny biwak łąkowy: spałem z wtulonym F psim pyskiem w stogu siana poniżej Kurzętnika). Jadę drogą na zachód na Ciechocin; po 4-5 km wysoki las sosnowy nad rzeką za zabudowaniami rokuje nieźle, ale są trudności w przedostaniu się pomiędzy zabudowaniami. Szkoda, że nie zaryzykowałem; ostatecznie znajduję miejsce nad jez. Okonin 8 km na zach. od Golubia. Po zachodzie słońca niebo powoli się wypogadza. GPS zmierzył 65 km. Noc wilgotna.

 

Rano ostre słońce, mam jakieś migrenowe zaburzenia widzenia (być może skutek zapomnienia zażycia „prochu” sercowego). Bez śniadania przez las wzdłuż Drwęcy do Ciechocina - bardzo tu kiepsko z miejscem na śniadanie. Ostatecznie po 5 km błądzenia zjeżdżam na przeciwległy brzeg mojego jeziorka Okonin, gdzie w słońcu suszę wyposażenie, mycie w podgrzanej wodzie, i szykuję śniadanko („kawa z rana - jak śmietana!”). Przez las asfaltem (w Chełmoniu stary ładny kościółek Matki Boskiej Brzemiennej, jak u nas w Matęblewie) do Kowalewa. W Kowalewie intensywne prace renowacyjne: miasteczko będzie naprawdę ładne. Wymarły dworzec kiedyś był ruchliwym węzłem.

 

 

 

 Bezchmurne niebo; ciepło, ale rześki wiaterek. W Srebrnikach i Kiełbasinie ładne kościoły.

 

 

 

Przed Chełmżą robię sjestę nad jeziorem, ładna zieleń parku, ale woda w jeziorze bardzo brudna. W Chełmży przed imponującą katedrą rowerzysta z Grudziądza.

 

 

 

  

 

Ładny rynek, potężna cukrownia. Na wschód: w Biskupowie kolejny kościółek z ceglaną amboną na zewnątrz. W Bierzgłowie Zamku bardzo urozmaicony teren krawędzi skarpy, urokliwy budyneczek dworca dawnej kolei żelaznej. Zamek Bierzgłowo Zamek: ładnie odbudowany (fundacja niemiecka) i prowadzony przez Kurię Biskupią.

 

 

 

Na zachód czarnym szlakiem rowerowym w stronę Łążyna; nazwy przysiółków i uliczek sugerują posiadłości kościelne; w Bierzgłowie (?) resztka drewnianego wiatraka, w Łążynie interesujący kościół. Z Rzęczkowa stromy zjazd na skarpę wiślaną bardzo urozmaiconą okolicą; u dołu bujna zieleń rozległych łąk z pojedynczymi kępami drzew, Zła Wieś Wlk. Szosą Bydgoską do Czarnowa: tu kończyła się trasa kolei żelaznej z Torunia. W Czarnowie oryginalny kościółek. Tuż przed mostem Górnego Kanału skręt w lewo nad Wisłę, las, bardzo ładne miejsca nad kanałem. Za kolejnym mostkiem i przepompownią zjazd na łęgi nadwiślańskie: nieprawdopodobnie bujne łąki wśród zarośli, łachy i oczka starorzeczy, wszystko w kwieciu i ptasim śpiewie dziesiątków słowików i tysięcy żab.

 

 

Ale miejsc na biwak brak zupełny: wysokie zarośla, podwilgotniały teren, brak dostępu do wody (niestety brudnej); ulubione miejsca wędkarzy i pokrewnych (wieczornych czcicieli flaszeczki). Wracam do przepompowni i jadę na zachód; w pewnym momencie przecinam rozległe płaskie łąki (tym razem nie są podmokłe) przylegające do lasu, szaleństwo kwiatów i ptasich głosów.

 

 

Znajduję myśliwską ambonę obok starej gruszy, tuż obok lasu. GPS podaje przebieg 93 km. Wieczór chłodnawy i bardzo wilgotny, łąka okazuje się derkaczowo/słowikowa. O ile słowiki nie budzą obiekcji, to trzy derkacze potrafią już być dokuczliwe (Gałczyński twierdził nawet: „ptak nie śpiewa; ptak hałasuje i zaniecziszcza”). A derkaczy jest tu kilkanaście - i najwyraźniej nie mają zwyczaju marnować nocy na spanie (kto wie: mają chyba rację, bo moi Adresaci tę noc, jak i wiele innych spędzili po Bożemu: pod dachem i kołderką). Ja układam się w śpiworze w wysokich trawach; w wilgotnym chłodzie oddycha się łąkową mgłą bardzo lekko. W nocy jeszcze jedno piwo (z odwodnienia a nie z głupiego opilstwa).

 

Budzę się czujnie o 3.30: pomarańczowe niebo na wschodzie,

 

 

gwiazdy na zachodzie; wychodzę z aparatem na ambonę. Widok niezapomniany: łąka w niskim tumanie mgły, z którego sterczą widmowe kształty krzewów; gwiazdy.

 

 

I cały czas derkacze. Z GPSa odczytuję moment wschodu słońca; mam jeszcze pół godziny które spędzam znowu w śpiworze (kalendarz podaje średni czas dla całej Polski, a GPS chyba wylicza poprawkę na aktualną długość geograficzną - a różnica może być spora. Bo Ojczyzna nasza, chociaż już nie "od morza do morza" - rozległa jest  jednakowoż). 4 minuty po prognozowanej godzinie spoza dalekiej krawędzi lasu ponad tuman wyskakuje rąbek rozżarzonej od reakcji jądrowych, kuli oddalonej raptem o głupie 120 mln kilometrów.

 

 

 

Nastrój kosmicznego spektaklu: jako ilustrację do licznych zdjęć proponuję odtworzenie piosenki F http://www.youtube.com/watch?v=SiG_-4wXQw4&feature=related  mogącej być turystycznym hymnem (inna rzecz, że  piosenka ta jest przez wielu znienawidzona. Ciekawe, czy Jonasz Kofta pisząc tekst Radości O Poranku, miał w pamięci podobny świt? W tym na pozór naiwnym tekście jest coś niezmiernie pociągającego; podobnie jak w kultowym  "what a Wonderful World" L.Armstronga F http://www.youtube.com/watch?v=SzJY96m3lkg . Nie zrozumieją tego nigdy stali bywalcy przedziału bydlęcego sprzed 2 dni!.

Jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić
Nim w górze tam skowronek zacznie tryl
Jak dobrze wcześnie wstać 

Dla tych chwil gdy nie ma wad wspaniały, piękny świat
Jak dobrze wcześnie rano wstać
Wiosną lat...

Otrząsa się z rosy bez, chcę w taki dzień znaleźć cię
Obiecał mi poranek szczęście dziś, i szczęście dziś musi przyjść
Nie zmąci mej radości żaden cień
Wschodzące słońce śmieje się
Co za dzień!

Obiecuje nam ranek wszystko co chcemy mieć
Miłość ludziom, deszcze listkom, słowom sens
Budzimy się do życia naiwni tak
Jak czasami porankiem bywa piękny świat
Nadzieja i jutrzenka siostry dwie
Trzeba wiedzieć, że są. Wierzyć w nie.

 

Bez śniadania ruszam tarasem wiślanym; decyzja była kiepska, bo szlak gubi się w wysokich zaroślach, niestety już po 100 metrach buty są mokre aż do wieczora. Wracam do drogi przez las (niezbyt ładny), przecinam szosę do Fordonu, podjazd na Ostromecko. W Ostromecku zabudowania pałacowe, duży ładny park na stromej skarpie.

 

 

 

Na północ, i zjazd w dół na taras wiślany. Interesujący kościół w Kokocku:

 

 

 

szachulcowe ściany, zwykłe okna, w środku typowe dla ewangelików chóry. W prawo w stronę Unisławia; podjazd na krawędź skarpy w Płutowie: pomniczek poległego żołnierza z 1939, po drodze do dawnego dworca kolei żelaznej odbudowywany interesujący pałacyk.

 

 

Wzdłuż krawędzi skarpy są tu liczne rezerwaty

 

 

roślinności stepowej (kiedyś dawno nawet dyptam, czyli legendarny Krzak Mojżesza - w letnie szczególnie upalne bezwietrzne dni wydziela tak znaczne stężenia lotnych olejków zawierających „naprężone” węglowodory, że może dojść do ich samozapłonu. Ale to nie w Polsce). Do chodzenia po tych rezerwatach niezbędna jest silna motywacja i brak roweru - bo teren bywa bardzo trudny. Interesująca inicjatywa zachowania równowagi ekologicznej za pomocą hodowli owcy wrzosówki. Starogród: imponujący kościół; zjeżdżam nad początek starorzecza - jeziora Starogrodzkiego.

 

 

Żuławy Chełmińskie skolonizowane przez Krzyżaków i osiedlone Niemcami aż do 1945. Rekonesans jest nieudany, bo grzęznę w zboczach porośniętych pokrzywowymi chaszczami; woda w jeziorze bardzo brudna, ale okolica pełna uroku.

 

 

Sympatyczne miejsca na biwak nad wodą są podobno od strony Chełmna (niestety, nie potwierdzam: opis innej wycieczki w tę okolicę: http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/chelmno.htm). Wracam na krawędź, Starogród z interesującym kościołem z 1754; bardzo piękna konstrukcja płaszczyzn dachowych.

 

 

Jadę na Chełmno, którego panorama otwiera się po lewej. Chełmno leży nie na krawędzi skarpy, ale na polodowcowym „chełmie”. Atmosfera tego niewielkiego miasteczka jest niezwykła: nieproporcjonalny natłok zabytków wielkiej klasy.

 

 

 

Dawna Akademia miała być konkurencją dla Uniwersytetu Jagiellońskiego, miasto miało wybitnie polski i katolicki charakter.

 

 

 

Wnętrze Fary (1233-1330) może śmiało konkurować nastrojem z najdostojniejszymi polskimi zabytkami! Na rynku ratusz: jeden z tych Najpiękniejszych...

 

 

 

Fasada kościoła Św. Piotra i Pawła,

 

 

zabudowania klasztorne, średniowieczne mury, rynek, stare cmentarze, wzgórze widokowe i taras widokowy. Zjazd starą drogą wysadzaną kasztanami; nad starorzeczami i widokiem na Dostojne Miasto.

 

 

Most w remoncie;

 

 

 

za nim skręt na prawo. Jadę skrótem na Świecie, a raczej na jego dawną lokalizację.

 

 

Nękane powodziami, w połowie XIX wieku podjęło dramatyczną decyzję: przeniosło się z terenu zalewowego w stronę skarpy. Tu unikatowe zdjęcie nieistniejącej zabudowy wokół Fary

 

 

 

Na półwyspie pomiędzy Wdą a Wisłą pozostała zabytkowa Fara, oraz podmiejskie domki działkowe.

 

 

 

 

 

Fara spalona podczas wojny; pamiętam jej ruiny z wycieczek w latach 70-tych. O dziwo - odbudowana w drugiej połowie 80-tych. Piękna nietypowa sylwetka, na płaskich łąkach; wnętrze mniej interesujące. Niedaleko sylwetka krzyżackiego zamku odbijającego się malowniczo w widłach Wdy i wiślanej łachy.

 

 

 

 

 

 

Otoczenie zamku i Fary wyjątkowo urokliwe. Świecie to jedno z bardziej uroczych pomorskich miast nadwiślańskich; z reguły wszyscy się głupio wstrząsają: „śmierdzi celulozą!”. Typowe nieporozumienie: śmierdzą zakłady w Przechowie, o 6 km na wschód, a nie samo Świecie; na dodatek z reguły zachodni wiatr oczyszcza atmosferę. Nie omijajcie więc Świecia! Czasu mam niezbyt wiele, a pociąg z Terespola. Podjeżdżam na Przechowo, stamtąd skomplikowanym węzłem wokół obwodnicy; muszę prosić miejscowych o wskazówki jak przeciąć ten labirynt.

 

Tu dłuższa dygresja: media utrzymują nas w transie fascynacji perspektyw rozbudowy polskich Autostrad, które rzekomo ma popchnąć jakaś Olimpiada w Kopaną Piłkę. I w ten sposób uczynić z nas kraj szczęśliwości. No, jeśli ten kraj ma cały wyglądać tak, jak ten zakątek.. I mamy być tak ubezwłasnowolnieni w poruszaniu się w terenie - tylko po to, aby dogodzić manierze posiadaczy samochodów - to dziękuję bardzo za taką perspektywę! Wiem, że ciężko tu podpadłem wielu Czytelnikom, ale muszę wreszcie kiedyś dokładniej napisać, co myślę o tym problemie. Moim najulubieńszym politykiem staje się powoli Marek Pol (pomimo swego politycznego rodowodu, i nie z powodu rozkosznych dołeczków). Nie dlatego, że obiecał budowę wielu autostrad, ale dlatego - że żadnej z tych obietnic nie dotrzymał! I mam nadzieję, że tak skończy się i tym razem (tylko, że z wielką kompromitacją. Ale dobre i to, jeśli taka kompromitacja zapobiegłaby szaleńczej idei zorganizowania Olimpiady w Tatrach!).

 

Pół godziny o zachodzie słońca na stacji w Terespolu (jak ja lubię to spokojne oczekiwanie na pociąg powrotny na małych pustych stacyjkach...). GPS wyświetla 78 km dzisiejszego przebiegu.  W Laskowicach tłum szturmuje pociąg wraz z zakapturzoną policją w hełmach, z karabinami, monitorami, radiostacjami. To także realia tego narodu; dlaczego z moich podatków mają być opłacani policjanci do tłumienia chuligańskich wybryków kibiców sportowych? Nie żadnych „psedokibiców”, ale „typowych kibiców” - bo w tym kraju sport przybrał takie właśnie typowe formy! A ci, którzy wypowiadają im walkę - są pod presją ataków liberałów wszelkiej maści, skwapliwie czyhających na każde potknięcie... No:  tak smętnie kończę opis - jak go zaczynałem?

 

Wiosna w pełni. Gdzie następnym razem? Znowu przy cyklinowaniu, rodzinnym obiadku, z wnukami, w pracy w sobotę - czy przy oglądaniu serialu w tej cholernej TVP? (ależ ja się zrobiłem upierdliwy). Albo okolice Słupska, albo rejon Omulwi koło Nidzicy?

 

Pomorze jest drugim co do atrakcyjności regionem Polski (tuż za Dolnym Śląskiem i Sudetami). I nic nad Wiosnę! Precz z piewcami zimy, śniegu i nart! A GPS to bardzo dobry wynalazek - bo ja już mam coraz mniej czasu na błądzenie wszelkiego rodzaju...

 

LITERATURA

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/radzyn.htm inna wycieczka po Powiślu: Radzyn

http://www.zamkipolskie.com/zloto/zloto.html zamek w Zotorii

http://www.zamkipolskie.com/golub/golub.html zamek w Golubiu

http://wikimapia.org/#y=53100000&x=19050000&z=12&l=28&m=h mapa w Wikimapii (można z Golubia pojechać kursorem w dalszą trasę)

http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=219389 Ostromecko

http://mapy.eholiday.pl/mapa-starogrod-chelmno-chelmno.html mapa (można pojeździć kursorem w okolicy Starogrodu)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Che%C5%82m%C5%BCa Chełmża

http://torun.dmkhosting.com/html40pl/zabytki/bierzglowo.php zamek Bierzgłowski

http://wind.lap.pl/iw_zbie.html dworzec Zamek Bierzgłowski

http://miks.ar.wroc.pl/zamki/z_kuj.htm zamki w Polsce (Starogród)

http://www.chelmno.fr.pl/ Chełmno

http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiecie Świecie

http://www.swiecie.ras.pl/ zamek w Świeciu

 

Tomasz Pluciński 
nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F

strona główna

F

strona z indeksem opisów turystycznych